sobota, 11 maja 2013

Rozdział 10.

Ostrzeżenie: Jeżeli jesteś osobą wrażliwą, zaopatrz się w chusteczki.

***
31 maja 2015 roku.
-Louis? Louis chodź tu!- wydarłam się na całe gardło, próbując zlokalizować miejsce, w którym jest mój narzeczony. Byłam kłębkiem nerwów, chodząc w tą i z powrotem po naszym domu, kiedy dookoła kręciło się kilkanaście osób, zadających mi pytania, które powinny zadać dużo wcześniej, bo, do cholery, pytanie o kwiaty, które mają stać w kościele zadaje się chyba wcześniej, niż dzień przed ślubem?
                To będzie jedna, wielka porażka. Wszystko pójdzie nie tak.
-Wołałaś mnie?- usłyszałam ciche mruknięcie i poczułam, że ktoś obejmuje mnie od tyłu i całuje w odkryty fragment szyi.
-Louis, musimy jechać zobaczyć salę- odkręciłam się do chłopaka, wyglądającego w przeciwieństwie do mnie na całkowicie zrelaksowanego.
-Po co?
-Bo przed chwilą zadano mi pytanie, jakie kwiaty mają być w kościele! Za dwadzieścia godzin odbędzie się nasz ślub, a oni nie wiedzą takich rzeczy?!
-Kotku, uspokój się- Louis uspokajająco głaskał mnie po plecach.- Nawet jeżeli coś się nie uda, to i tak będziemy małżeństwem, dekoracja się nie liczy.
-Ugh wiem, ale chcę, żeby było perfekcyjnie, okej? Pojedziesz ze mną?- poprosiłam ponownie, wtulając się w ciało narzeczonego.
-Nie mogę, muszę pojechać po obrączki i garnitur. Mogę cię podwieźć, jeżeli chcesz- zaproponował z niepewną miną.
-Nie, jedź załatw swoje sprawy, pojadę sama. Jak już będziesz wolny to przyjedź do sali, na pewno tam będę- odpowiedziałam, czując lekki zawód.
-Za dwie godzinki będę- przyrzekł i po szybki pocałunku, wyszedł z domu.
-Nicki?- zwróciłam się do dziewczyny, leżącej na kanapie i robiącej coś na laptopie. -Mogłabyś jako moja świadkowa odebrać o czternastej Rose z przedszkola?
-A to należy do zadań świadkowej?- zaśmiała się dziewczyna.
-Jadę zobaczyć salę i raczej się nie wyrobię- wyjaśniłam.
-Przecież żartuję, jasne, że odbiorę szkraba- uśmiechnęła się uspokajająco, na co odetchnęłam z ulgą.
-Będę jak najszybciej się da, dzięki Ni!- zawołałam, będąc już przy drzwiach.
Wsiadłam do swojego Porsche Cayman i z piskiem opon odjechałam spod domu. Uwielbiałam szybką jazdę na granicy ryzyka, co zawsze irytowało Louisa i było głównym powodem naszych kłótni. Czepiał się, bo wiedział, że jeżdżę lepiej od niego.
                Z prędkością znacznie przekraczającą dozwoloną w terenie zabudowanym pokonywałam kolejne ulice Londynu, próbując jak najszybciej dostać się na salę, omijając jednocześnie jak najbardziej jest to możliwe londyńskie korki. W pewnym momencie leżący na fotelu pasażera telefon zaczął dzwonić, a widząc, że osobą, która próbuje się ze mną połączyć jest główna organizatorka naszego wesela, musiałam odebrać. Jak zawsze, gdy do mnie dzwoniła, tak i tym razem mnie zirytowała. Prowadzenie samochodu i wykłócanie się z niekompetentną osobą przez telefon nie jest łatwe do połączenia, jednak dawałam radę. Na szczęście zatrzymało mnie czerwone światło, dzięki czemu mogłam zakończyć rozmowę z nią.
                Gdy światło zmieniło się na zielone, nie czekając ani chwili dłużej wjechałam na skrzyżowanie. Słysząc przeciągły pisk opon odwróciłam głowę w jego stronę i ostatnim co zobaczyłam, była uderzająca w bok mojego samochodu ciężarówka. Potem był już tylko huk zderzających się samochodów, mój krzyk i ogromny ból.

***

10 lat później- 31 maja 2025 roku.
-Wiesz? Dziesięć lat temu nie pomyślałbym, że dzisiaj będę w tym miejscu. Byłem tak cholernie szczęśliwy, po prostu cieszyłem się życiem z tobą i Rose. Ty też taka byłaś. A teraz? Teraz ciebie nie ma,  Rose ma już czternaście lat, jest tak bardzo podobna do ciebie, nie tylko wyglądem, ale też charakterem, naprawdę. Czasami gdy z nią rozmawiam wydaje mi się, jakbyś to ty mówiła za nią, jakbym to ciebie słyszał i z tobą rozmawiał. Szczerze mówiąc, to nic się nie zmieniło, oprócz tego, że ciebie nie ma. Wciąż wydaje mi się, że za chwilę wejdziesz przez drzwi z uśmiechem na twarzy i powiesz jak bardzo wkurza cię twój szef. Ale potem uświadamiam sobie, że odeszłaś i nigdy nie wrócisz. I to jest nie fair, bo gdyby wtedy pojechał z tobą, może by nie doszło do tego wypadku, może bylibyśmy teraz szczęśliwym małżeństwem, może nawet Rose miałaby rodzeństwo? Wiesz jak często boję się, że źle ją wychowałem? Że nie zastąpiłem jej matki, że nie podołałem? Wszyscy dookoła mówią, że powinienem kogoś znaleźć, ułożyć sobie życie na nowo. Ale ja nie potrafię, Aly. Ja wciąż czekam i wciąż łudzę się, że zaraz wrócisz. Dlaczego od nas odeszłaś? Dlaczego zostawiłaś nas samych? Nie ma ciebie już dziesięć lat, tęsknię Aly, wróć, proszę.
                Stojący nad ciemnym, marmurowym grobem Louis Tomlinson wierzchem dłoni otarł spływające po twarzy łzy. Nie próbował ich ukrywać, nie wstydził się tego, że płacze. Stracił najważniejszą osobę w swoim życiu, został postawiony przed ogromnym wyzwaniem. Rezygnując ze swojej kariery wychował córkę na wartościową nastolatkę, nie dając odczuć jej, że jest w czymkolwiek gorsza od innych osób, posiadających pełne rodziny. A Rose Walker, która straciła matkę będąc jeszcze dzieckiem wiedziała, że mama wciąż ją chroni i nigdy nie opuści jej duchowo.
-Pamiętasz, co powiedziałem ci, kiedy się oświadczałem? Obiecałem, że nigdy nie przestanę cię kochać. Dotrzymałem słowa, Alison. Nawet śmierć nie zabrała mojej miłości do ciebie. Kocham cię, wciąż tak bardzo cię kocham.
Brunet z cichym szelestem położył bukiet czerwonych róż na nagrobku i delikatnie przesuwając dłonią po jego nawierzchni, pożegnał się i powoli opuścił cmentarz.

***

Wciąż nie mogę uwierzyć, że udało mi się zakończyć tą historię, bo ilość momentów, kiedy chciałam rzucić to w cholerę, schować się w schronie i nigdy więcej nie pokazywać się ludziom na oczy, była niezliczona. Wiem, że bez Waszej pomocy i Waszego wsparcia, nie napisałabym ani jednego rozdziału. Dziękuję Wam z całego serca, bo nawet nie zdajecie sobie sprawy jak dużo możecie. 

Jeżeli mogę po raz ostatni Was o coś prosić, to jest to zostawienie komentarza pod tym rozdziałem. Chciałabym móc za jakiś czas wrócić tu i przypomnieć sobie, co myśleliście o tej historii. Więc jeżeli to nie problem, to proszę, ZOSTAW KOMENTARZ. :)

KOCHAM WAS I BARDZO, BARDZO, BARDZO ZA WSZYSTKO WAM DZIĘKUJĘ.

czwartek, 9 maja 2013

Rozdział 9.

Chcę tylko powiedzieć, że niecałe cztery godziny temu zmieniłam treść dwóch ostatnich rozdziałów Same Mistakes i to co czytacie nie miało tak wyglądać. Ja chyba zwariowałam.

A i ostatni rozdział w niedzielę.
@maxsdream
***

27 maja 2012 roku.
                Niepewnie zadzwoniłam domofonem przy bramie prowadzącej do domu Louisa i czekałam na jakąkolwiek reakcję. Po chwili głośnik odezwał się głosem chłopaka i zgodnie z pozwoleniem weszłam na teren jego posesji. Nie zdążyłam dojść do drzwi, gdy te się otworzyły, a w progu stanął brunet.
-El! Umawialiśmy się na dzisiaj?- zawołał z uśmiechem, przytulając mnie do siebie i całując w policzek.
-Nie, po prostu… muszę z tobą porozmawiać, a nie chciałam tego robić przez telefon- wydukałam, patrząc na swoje dłonie.
-Oh, jasne! Wchodź, rozgość się- ruchem ręki zaprosił mnie do swojego domu, po którym rozchodził się śmiech Rose i głos Alison.
-Cześć- powiedziałam niepewnie, kiwając głową w stronę czarnowłosej dziewczyny, bawiącej się ze swoją córką. Odpowiedziała mi tylko skinieniem głowy i nieśmiałym uśmiechem. Uznałam to za dobry znak. –Louis, pogadamy na osobności?
-Nie ma sprawy, chodźmy do sypialni- wzruszył ramionami, kierując się do swojego pokoju. Usiadł na łóżku i spojrzał na mnie wyczekująco.-Co jest tą sprawą, której nie można załatwić przez telefon?
-Lou, nie przerywaj mi dobrze?- poczekałam, aż chłopak przytaknie i dopiero kontynuowałam.- Ja nie potrafię tak dłużej. Z jednej strony jest idealnie, jesteśmy szczęśliwi i chcę z tobą być, a z drugiej… Louis, widzę, że nadal kochasz Alison.
-El, ja…- wszedł mi w słowo.
-Prosiłam, żebyś mi nie przerywał. Być może czujesz coś do mnie, ale uczucie, którym darzysz Alison jest znacznie mocniejsze i nie mogę z nim konkurować. Nie chcę, żebyś był ze mną z powinności, bo tak wypada. Czas spędzony z tobą był najlepszym w moim życiu i nigdy nie będę go żałować, ale teraz to po prostu koniec. Bądź szczęśliwy z Aly, Lou- uśmiechnęłam się do niego smutno.
-Zrywasz ze mną?- wydukał.
-Sam tego chcesz- odpowiedziałam szeptem.-Do zobaczenia, kiedyś tam.
                Nie chciałam widzieć jego twarzy po zadaniu bólu przeze mnie, więc nie czekając na jego odpowiedź wyszłam z sypialni. Miałam jeszcze jeden cel, zanim z czystym sumieniem mogłam zniknąć z jego życia.
-Alison?- stanęłam w progu salonu i zwróciłam się do dziewczyny, która natychmiast skupiła na mnie swoją uwagę.- Zerwałam z Louisem. Wiem, że go kochasz, dlatego proszę cię, nie zmarnuj tego.
-Co?- wydusiła zaskoczona brunetka.
-Po prostu tego nie zmarnuj.
                Misja wykonana. Dobrze postąpiłaś, Eleanor.

***

-Odpieprz się, Harry!- wrzask Louisa rozniósł się po korytarzu prowadzącym do studia nagraniowego. Byliśmy w trakcie nagrywania kolejnej piosenki na album, kiedy księżniczce musiało się coś przestać podobać.  
-Cholera, Louis! Za ścianą są chłopaki. Mógłbyś trochę ciszej wyrażać swoje niezadowolenie, z łaski swojej?- warknąłem, wskazując głową na miejsce, w którym siedziało kilkanaście osób.
-Pieprzyć chłopaków! Nie potrafię już dłużej ukrywać, że cię nienawidzę. Nie potrafię już dłużej pokazywać, że jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi, Styles!- Tomlinson wyglądał, jakby miał się zaraz rozpłakać.
-To co ty tu jeszcze robisz?- syknąłem złośliwie.
-Właśnie nie wiem i tu jest problem. Dlatego podjąłem decyzję, odchodzę z zespołu. Nie chcę mieć z tobą do czynienia ani chwili dłużej- powiedział poważnie, głosem nie pozostawiającym złudzeń.
-Żartujesz?- parsknąłem.
-Nie żartuję, Harry. Najwidoczniej w tym zespole jest miejsce tylko dla jednego z nas, trudno, ustąpię. Nie potrafię z tobą współpracować, nie po tym wszystkim, co się między nami stało. Odejdę, a ty nadal bądź gwiazdą.
-Louis, to bezsensu! Uciekasz, a nie ustępujesz!- podniosłem głos zirytowany brakiem jakichkolwiek emocji u chłopaka.
-Nazwij to jak chcesz, mi nie zależy.
-Nawet nie wiesz, czemu to robiłem- warknąłem, coraz bardziej wkurzony.
-To nic nie zmieni.
-Owszem zmieni. Pamiętasz jak na naszej pierwszej trasie spodobała mi się jedna fanka, a ty robiąc mi na złość pierwszy do niej zagadałeś, potem przeleciałeś i rano zostawiłeś? Ja nie chciałem jej przelecieć, chciałem ją poznać, ale oczywiście ty, wielki podrywacz Louis Tomlinson, musiałeś pokazać, że jesteś górą- powiedziałem gorzko. –Zależało ci na Alison tak jak mi na tej dziewczynie, zrobiłem to, żeby się na tobie odegrać- dokończyłem, twardo patrząc na Louisa, którego twarz przybierała skrajne emocje, od niedowierzania do wściekłości.
-Zraniłeś Alison dlatego, że kiedyś przeleciałem jakąś fankę?!- wydarł się na mnie.
-Zrobiłem to samo, co ty, Louis. Od twojej pieprzonej dumy i przyznania się do tego, że popełniłeś błąd zależy to, jak dalej potoczą się nasze losy. Nie będę się dalej mścił, uzyskałem taki efekt, jaki chciałem. Możesz mnie olewać i udawać, że nie istnieję, ale nie odchodź z zespołu. Nie bądź samolubny, pomyśl o fanach- powiedziałem poważnie, ale nie uzyskałem odpowiedzi. Louis po prostu wyminął mnie i wrócił do studia.
                Jakiś sukces osiągnąłem, przynajmniej nie opuścił nagrań.
***


31 maja 2012 roku.
Radosnym krokiem wszedłem do swojego domu, natychmiast kierując się do salonu, w którym spodziewałem się zobaczyć Aly i Rose. Ku mojemu zdziwieniu nie było ich tam, jednak drzwi prowadzące do ogrodu były otwarte i dobiegały stamtąd piski Rosie. Wyszedłem na taras i natychmiast zauważyłem córkę bawiącą się w piaskownicy i Alison leżącą na kocu obok.
-Hej szkrabie, witaj Aly- przywitałem się, dając każdej buziaka w czoło.
-Czemu jesteś taki zadowolony?- odezwała się dziewczyna, opierając się na łokciach i patrząc na mnie zza ciemnych okularów. Fakt, że słońce cudownie świeciło zdecydowanie wpłynął na mój humor.
-Coraz lepiej dogaduję się z Harrym, nagrania idą bardzo dobrze, no i piękny dziś dzień!- zaśmiałem się, siadając obok brunetki.
-Ah tak?- powątpienie było aż za bardzo słyszalne w głosie dziewczyny.
-I jeszcze mam niespodziankę. Zabieram was gdzieś, skorzystamy z tej pięknej pogody- uśmiechnąłem się tajemniczo, wyciągając rękę do Aly i pomagając jej wstać.
                Gdy trzy godziny później zatrzymywałem samochód, siedząca obok mnie Alison spojrzała na mnie z niedowierzaniem.
-Co my tu robimy?- wydukała, wysiadając z samochodu.
-Pamiętasz ten plac?
-Jasne, że pamiętam. Przychodziliśmy się tu bawić przez całe nasze dzieciństwo!- zaśmiała się wyraźnie zaskoczona.
-Stwierdziłem, że Rose też może się tu spodobać- wzruszyłem ramionami, patrząc jak nasza córka niepewnie rozgląda się dookoła, szukając swojej pierwszej atrakcji.
-Louis, przywiozłeś nas tyle kilometrów tylko po to, żeby pokazać Rose plac zabaw, na którym bawiliśmy się w dzieciństwie?- spytała Aly, stając naprzeciwko mnie i kładąc ręce na biodrach.
-W zasadzie to chciałem z tobą porozmawiać- odpowiedziałem, czując, że zaczynają pocić mi się ręce.
-Więc rozmawiajmy- mruknęła dziewczyna, siadając na pobliskiej ławce.
-Pamiętasz, jak nasi rodzice siadali na tych ławkach i nas pilnowali? Teraz my tu siedzimy, to niesamowite prawda?
-Louis, kręcisz. O co naprawdę chodzi?
-Uh okej, okej. Alison, po prostu, nie potrafię tak dalej żyć- wykrztusiłem i żeby poczuć się pewniej złapałem leżącą obok mojego uda rękę dziewczyny.-Nie potrafię udawać, że nic do ciebie nie czuję i że pasuje mi wyłącznie przyjaźń z tobą. Nie pasuje mi, bo kocham cię i chcę z tobą być!- mój głos w trakcie mówienia stopniowo się podnosił i ostatnie wyrazy powiedziałem naprawdę głośno. Gdy po dłuższym czasie nie otrzymałem żadnej odpowiedzi jęknąłem z rezygnacją.- Zrobiłem to za szybko tak? Boże, nie, ty w ogóle nie chcesz ze mną być, prawda? Nie kochasz mnie już. Jezu Chryste, co ja sobie myślałem?
-Louis…
-Jestem takim idiotą, skończonym, skretyniałym idiotą.
-Lou?
-Spalę się ze wstydu, jak w ogóle mogłem wpaść na taki pomysł?
-Louis!- wrzasnęła dziewczyna, przerywając moją bezsensowną paplaninę.
-Tak?
-Kocham cię, ty skończony, skretyniały idioto- Alison zaśmiała się dźwięcznie, przysuwając się bliżej.
-Co?- nie wierzyłem w to, co słyszę.
-Kocham cię i chcę z tobą być, Lou- powtórzyła i dodała- oczywiście, jeżeli ty też nadal tego chcesz.
-Głupio się pytasz- mruknąłem i przyssałem się do jej ust, całując ją mocno, tak jak dawniej. Bo znowu byliśmy razem i miałem do tego prawo.

***

2 lata później- 31 maja 2014 roku.
Zirytowana i zmęczona ostatkiem sił wtoczyłam się do domu, po strasznym i zdecydowanie za długim dniu pracy, marząc jedynie o długiej kąpieli i wygodnym łóżku. Nie było mi to dane, bo zanim zdążyłam dojść do łazienki i usłyszałam wołanie swojego chłopaka, proszącego bym przyszła do salonu.
-Louis, jestem potwornie zmę… -zaczęłam, ale urwałam, widząc chłopaka w garniturze i kolację ze świecami i tymi wszystkimi bajerami dla dwóch osób na stole. –Co idiotycznego zrobiłeś?
-Czemu sądzisz, że zrobiłem coś idiotycznego?- odezwał się zdezorientowany.
-Bo przygotowałeś kolację, świece, kwiaty, odstroiłeś się w garnitur i czekasz na mnie z tym wszystkim- odpowiedziałam, pokazując na zastawiony stół.- Musiałeś coś przeskrobać.
-Jeszcze nic złego nie zrobiłem, dramatyzujesz.
-To po co to wszystko?- odparowałam, splatając ręce na piersiach.
-Bo chcę ci się oświadczyć- odpowiedział Louis, a ja wybuchłam śmiechem.
-Świetny żart, serio. A teraz tak na poważnie?- spytałam, kiedy już się w miarę uspokoiłam.-Boże Louis, ty mówisz poważnie!- wykrzyknęłam, widząc, że chłopak nie zaczyna się śmiać.
-Jak najbardziej. Miało wyjść bardziej romantycznie, tak jak w filmach. Ale że my odbiegamy od normy w każdym aspekcie zrobię to po naszemu. Posłuchaj. Mimo tego, że tak wiele razy cię zawiodłem jesteś tu ze mną, a ja chcę, żebyś była już zawsze. Jesteś, chociaż nie jestem idealny i często doprowadzam cię do łez. Mieliśmy wzloty i upadki, przeszliśmy przez zerwania, związki z innymi partnerami, powroty, kłótnie, ciche dni i te lepsze też.  Pomimo tego wszystkiego nigdy przenigdy nie chciałbym zmienić swojego życia, bo wiem, że to wszystko stworzyło nasz związek mocniejszym i nierozerwalnym. Dlatego chcę, żeby to stało się formalne, żebyś ty została moją żoną, miała moje nazwisko, żebyśmy byli małżeństwem, żeby Rose miała oboje rodziców tak jak każde inne dziecko, żeby to po prostu… było na zawsze. Mimo, że przeszliśmy tak wiele, to nigdy nie przestałem cię kochać. I obiecuję, że nigdy nie przestanę- Louis przerwał na chwilę, szukając czegoś w kieszeni i wyciągając po chwili czerwone pudełeczko.
-Alison Walker, zostaniesz moją żoną? 

wtorek, 7 maja 2013

Rozdział 8.

Komentarze-> jutro wieczorem rozdział.
I jakkolwiek ten rozdział wyszedł, przepraszam, ale był dla mnie wyjątkowo trudny do napisania.
@maxsdream
***

26 maja 2012 roku.
                Nerwowo stukałam nogą o podłogę, gdy po pomieszczeniu rozchodził się niecierpliwy rytm powstały po kontakcie palców z drewnianą powierzchnią stołu.  Nienawidziłam czekać ponad wszystko, a od blisko dwudziestu minut siedziałam w kuchni Harry’ego, obracając w rękach kubek z kawą w wyczekiwaniu, aż chłopak się wykąpie i będziemy mogli wyjść na spacer. Miałam dość, a zirytowanie przejmowało nade mną kontrolę, gdy w końcu dźwięk wody lecącej spod prysznica ucichł, a zastąpił go głośny wulgaryzm wypływający z ust Harry’ego, który najwidoczniej poślizgnął się na mokrych kafelkach. Uśmiechnęłam się z politowaniem i wypiłam ostatnie łyki gorzkiego napoju.
                Gdy odstawiałam kubek do zmywarki, w kuchni pojawił się wyczekiwany chłopak. Ubrany jedynie w czarne bokserki i z mokrymi włosami, z których wciąż spadały kropelki wody spojrzał na mnie nieokreślonym wzorkiem.
-Nasze wyjście chyba nie wypali- powiedział sucho, sięgając po szklankę i nalewając do niej soku. Zamurowało mnie.
-Co? Czekam na ciebie pół godziny, a ty mówisz, że nie wychodzimy?- warknęłam, patrząc na niego ze złością.
-Coś mi wypadło, sorry- wywrócił oczami, odpowiadając takim tonem, jakbym była jego matką i kazała mu się uczyć.
-Nawet nie stać cię na głupie przepraszam- syknęłam, a on westchnął głośno.
-Boże, Aly, o co ty się tak spinasz? Czemu ten spacer jest dla ciebie taki ważny, co?
-Bo chciałam ci coś powiedzieć!- odpowiedziałam, niezrozumiale ruszając rękami.
-To mów teraz. Byle szybko, spieszy mi się- rzucił, wyjmując z lodówki jakiś jogurt i zabierając się za jego jedzenie. Dajesz Aly, teraz albo nigdy.
-Harry, ja… Ja…- zacięłam się.
-Ty?
-Będziemy rodzicami Harry. Jestem w ciąży- wydusiłam i skupiłam swoje spojrzenie w chłopaku. Brunet zesztywniał, upuszczając jogurt, który natychmiast rozchlapał się po całej kuchni. Patrzył na mnie z niedowierzaniem, a jego twarz wyrażała wszystkie emocje. Wszystkie najgorsze emocje. I już wtedy wiedziałam, co się stanie.
-Pojebało cię Alison?! Jak to kurwa jesteś w ciąży? Co do chuja znaczy „będziemy rodzicami Harry”?! Mówiłaś, że bierzesz pigułki!- krzyczał, zbliżając się do mnie coraz bardziej.
-Biorę! Najwidoczniej kiedyś zapomniałam i wtedy to się stało!- odpowiedziałam obronnie.
-Gówno mnie to obchodzi! Nie zamierzam być ojcem- warknął, a jego twarz wyrażała czystą furię.
-Nie zmienisz tego- powiedziałam cicho, wewnętrznie czując, że moja podświadomość triumfuje.
-Oczywiście, że zmienię. Usuniesz tą ciążę i nikomu nie piśniesz o niej słowa- syknął, na co spojrzałam na niego z niedowierzaniem.
-Nie usunę tego dziecka!
-To koniec z nami. Nigdy nie przyznam się do ojcostwa, nie ważne, co zrobisz. Moi prawnicy cię zjedzą- zagroził, przyjmując na twarz chłodną maskę, chociaż wiedziałam, że pod nią wrze od złości. Pokręciłam z zaciśniętymi ustami głową i cicho parsknęłam.
-Wiesz co? Nie ma żadnej ciąży, nie będziesz ojcem, dzięki Bogu- rzuciłam, patrząc na niego z obrzydzeniem. –To faktycznie koniec Harry, bo nigdy tak naprawdę mnie nie kochałeś, jeżeli wymiękasz przy pierwszym problemie, co?
-To był żart? Ty, kurwa, żartowałaś?- nigdy przedtem nie widziałam go w takim stanie. Początkowe zaskoczenie tak szybko przerodziło się w wściekłość, że po raz pierwszy poczułam się zagrożona z jego strony.
-To był test, nie żart.
-Jesteś idiotką, skończoną idiotką, Walker. Z kim wymyśliłaś ten genialny plan, co? Tomlinson podsunął ci ten pomysł?
-Louis nie ma z tym nic wspólnego- warknęłam, odsuwając się od Harry’ego, który podchodził do mnie coraz bliżej.
-Oh, ależ oczywiście, że ma. Wiesz dlaczego z tobą byłem? Bo chciałem pokazać mu, jaką jest ciotą. Nawet dziewczyna, która była w nim zakochana, bez problemu wskoczyła mi do łóżka. I jeszcze jedno: sądzisz, że jak teraz ze mną zerwiesz i wrócisz do Louisa to coś się zmieni? Nadal będziesz dziwką, Alison- wysyczał zawistnie, patrząc na mnie wzrokiem przepełnionym nienawiścią. Poczułam, że do moich oczu napływają łzy.
-Nigdy nic do mnie nie czułeś? To wszystko było kłamstwem?- spytałam łamiącym się głosem.  Styles zaśmiał się głośno.
-Naprawdę uwierzyłaś, że bym się w tobie zakochał? Byłaś seksowna, a ja musiałem odegrać się za coś, co Louis zrobił mi w przeszłości. Seks był dobry, ty robiłaś to, co chciałem, a Louis cierpiał. Układ idealny. Nie mów, że żałujesz- parsknął śmiechem, już całkowicie zrelaksowany.
-Jesteś śmieciem. Nic nie wartym śmieciem- wyszeptałam, a moja dłoń wystrzeliła do jego twarzy. Nie chciałam na niego patrzeć ani chwili dłużej, dlatego bez wahania wyszłam z jego domu.

***

                Drżącą ręką próbowałam trafić kluczem do zamka, raz po raz ponosząc klęskę. Słone łzy nieustanie wypływały z moich oczu, rozmazując mi obraz, a serce pękało na coraz mniejsze części. Czułam się wykorzystana i okłamana. Czułam się jak nic nie warta dziwka.
                Gdy wreszcie udało mi się otworzyć drzwi prowadzące do domu Louisa, wiedziałam, co muszę zrobić. Upewniłam się, że chłopak wyszedł z Rose na plac zabaw i chwiejnym krokiem ruszyłam do łazienki. Szybkim ruchem wyciągnęłam z szafki wiszącej nad umywalką buteleczkę z lekami przeciwbólowymi, kątem oka zauważając leżącą na najwyższej półce żyletkę. Wahałam się tylko chwilę; jedną, nic nie znaczącą chwilę.
Kiedy pierwsze nacięcie pojawiło się na lewym przedramieniu, głośny syk wydostał się spomiędzy moich zaciśniętych zębów.  Bolało, bolało jak cholera. Do mojego mózgu przedostała się ironiczna myśl, że ten ból jest niczym w porównaniu z tym po słowach Harry’ego. Kolejne nacięcie było bardziej precyzyjne, poprowadzone tak, żeby zabolało jak najbardziej się da, ale bez przecinania większych żył. Ból zamieniał się w satysfakcję, a krew spływająca po umywalce zabierała ze sobą raniące słowa. Jak zahipnotyzowana wpatrywałam się w czerwoną ciecz i wzory, jakie robiła na ceramicznej powierzchni. Gdy uświadomiłam sobie, że nadgarstek przestał boleć, a jest tylko zdrętwiały, jeszcze raz przejechałam po jednym z nacięć, pogłębiając je.

***

-Rosie, jak mama zobaczy, że kupiłem ci watę cukrową, to będzie zła na tatę, wiesz?- zaśmiałem się, otwierając drzwi do swojego domu i wpuszczając przodem dziewczynkę dumnie dzierżącą w rączce ogromną słodycz. Szkrab tylko spojrzał na mnie wielkimi, niebieskimi oczkami, nie przerywając zajadania się watą i szybko podreptał w stronę salonu. Pokręciłem głową z dezaprobatą nad swoim autorytetem rodzicielskim w stosunku do własnego dziecka, chociaż w środku roznosiło mnie szczęście z powodu udanego popołudnia.
-Alison? Aly, jesteś już?- zawołałem, nie wiedząc, czy dziewczyna wróciła już do domu ze spotkania z Harrym. Nikt mi nie odpowiedział, więc uznałem, że jesteśmy sami i poszedłem za swoją córką, która już rozsiadła się na dywanie pośród masy zabawek.
-Tati, pobawiś się ze mną?- zapiszczała Rose, wyciągając w moją stronę jednego ze swoich misiów.
-Tylko umyję ręce, dobrze? Zaraz wracam, słoneczko- uśmiechnąłem się do niej i szybko poszedłem do łazienki, nie chcąc, żeby długo czekała.
                Już kiedy zbliżałem się do drzwi łazienkowych coś wydawało mi się nie tak. Światło się świeciło, a byłem pewny, że wyłączałem je, wychodząc z domu. Gdy pociągnąłem za klamkę wiedziałem już, co jest nie tak.
                Zakrwawiona Alison siedziała oparta o wannę, w jednym ręku trzymając buteleczkę z jakimiś lekami, a w drugiej pokrytą krwią żyletkę. Kiedy do mojego mózgu dopłynęła ta informacja, klęczałem już przy dziewczynie, wyrywając jej z rąk ich zawartość i potrząsając nią delikatnie. Wydawała się rozkojarzona i praktycznie nieprzytomna; czułem, że zaraz przestanę się kontrolować ze strachu.
-Aly? Aly, słyszysz mnie?- potrząsałem nią nieprzerwanie, próbując skupić jej uwagę na sobie.
-Louis, ja… Przepraszam Lou- szepnęła, patrząc na mnie mętnym spojrzeniem.
-Aly, ile tabletek wzięłaś?!- podniosłem głos, biorąc do ręki pudełeczko.
-Żadnej. Bałam się, Lou, nie mogłam się zabić- powiedziała słabo, wtulając się w moją koszulkę. Mocno przytuliłem ją do siebie, nie zwracając uwagi na to, że jest cała zakrwawiona, a moja bluzka była biała.
                Zwróciłem uwagę tylko na głębokie rany, zdobiące jej nadgarstek, z których wciąż sączyła się krew.
-Jezu, Aly, dlaczego?- wyszeptałem, przytulając ją jeszcze bardziej, starając się jednocześnie zapewnić jej jakiekolwiek poczucie bezpieczeństwa.
-Harry mnie wykorzystał. On mnie nie kochał, Lou. On to zrobił przez ciebie!- odsunęła się ode mnie gwałtownie, słabo uderzając pięściami w moją klatkę piersiową. Widziałem jak złość opanowywała jej chude ciało razem z bezsilnością, a z oczu zaczynają wypływać łzy.
-Aly, przepraszam. Ja nie wiedziałem, Aly, uspokój się- próbowałem złapać ją do ponownego uścisku, jednak dziewczyna zawzięcie się szarpała.
-To wszystko przez ciebie Louis. Przez ciebie!- wykrzyknęła, zanosząc się płaczem. Złapałem jej ramiona i zmusiłem do spojrzenia na siebie.
-Nie miałem pojęcia, że Harry kłamie, rozumiesz? Gdybym wiedział, to nigdy bym się nie poddał! Nie przestałbym walczyć o ciebie, Aly!
-Przestałeś- wyszeptała z mokrymi od łez policzkami. Kciukami otarłem je, zanim znów się odezwałem.
-Bo byłaś szczęśliwa, a ja tego chciałem. Nie mogłem robić nic wbrew tobie- powiedziałem równie cicho.
-A wbrew sobie?- spytała po chwili, patrząc na mnie z uwagą.
-To nie ma znaczenia. Liczyło się twoje szczęście- odpowiedziałem szczerze, utrzymując jej spojrzenie.
-Więc pocałuj mnie, Louis. Jeżeli nadal liczy się moje szczęście to pocałuj mnie- szepnęła, a moje serce na chwilę przestało bić.
                Nie mogłem zrobić nic innego, niż połączyć nasze wargi w wolnym i słodkim pocałunku. 

piątek, 3 maja 2013

Rozdział 7.

Smutno, że jest tak mało komentarzy, jednak bez różnicy na ich ilość ostatnie trzy rozdziały pojawią się do 12 maja. Yeah, ja też nie mam pojęcia jak to zrobię.
@maxsdream
***

                Długie palce w mocnym uścisku oplatały moją dłoń, a zachrypnięty głos opowiadał jakąś historię. Byłam nieobecna, czułam, że tylko moje ciało idzie po parkowej alejce, a mózg został w hotelu. Zdenerwowanie opanowywało mnie komórka po komórce, nie dając mi zapomnieć, z czym już za chwilę się zmierzę.
-Aly? Słuchasz mnie w ogóle?- zirytowany głos zielonookiego chłopaka przebił się do mojego mózgu.
-Co? Ah tak, jasne, że słucham- przytaknęłam potulnie.
-To o czym mówiłem przed chwilą?- syknął Harry, puszczając moją dłoń i krzyżując swoje ręce na klatce piersiowej.
-Okej, przepraszam tak? Zamyśliłam się- westchnęłam, unikając jego przeszywającego spojrzenia.
-O czym, a może o kim tak myślisz?- chłopak utrzymywał wrogi ton głosu, sztyletując mnie wzrokiem.
-Ja… Harry, chcę wrócić do Londynu- wydusiłam, chowając ręce w kieszenie dżinsów.
-Co chcesz?- brunet parsknął śmiechem, palcem wskazującym podnosząc moją brodę, tym samym zmuszając do spojrzenia na niego.
-Chcę wrócić do Londynu- powtórzyłam cicho, wytrzymując jego spojrzenie.
-Nie ma mowy- zaśmiał się dźwięcznie, przekrzywiając głowę w rozbawieniu.
-Harry, muszę wrócić do domu. Przecież i tak wasza trasa kończy się za dwa tygodnie, więc wkrótce się spotkamy- bezsilnie próbowałam przekonać chłopaka do swojej racji, jednak podświadomie czułam, że jestem skazana na porażkę.
-Moja dziewczyna ma być przy mnie. Nigdzie nie jedziesz, wytrzymasz te dwa tygodnie- warknął i nie czekając na odpowiedź zaborczo chwycił moją dłoń i pociągnął w celu kontynuowania spaceru.
-Harry stój! Co się z tobą dzieje?- wyrwałam rękę z jego uścisku i stanęłam na środku alejki. Zdawałam sobie sprawę, że robimy scenkę i za chwilę cały Internet będzie o tym huczał, ale zaczynało mnie to wszystko po prostu przytłaczać.
-Ze mną? Ze mną nic się nie dzieje, to ty wymyślasz jakieś idiotyczne pomysły- syknął, zbliżając się do mnie.
-Zmieniłeś się, nie byłeś taki, kiedy się poznaliśmy- mruknęłam, na co chłopak głośno się roześmiał.
-Kotku, popatrz na siebie. Pamiętasz tego anioła, którym byłaś? Pijesz, palisz, ćpasz, nie zajmujesz się dzieckiem. Przeoczyłaś to i skupiłaś się na mnie, tak? Przykro mi, że to ominęłaś- wycedził, a jego oczy stały się ciemne i zimne. Poczułam, że do moich zaczynają napływać łzy.
-Musimy zrobić sobie przerwę, Harry- szepnęłam i odwracając się na pięcie zaczęłam biec, ignorując jego nawoływania.

***

                Spokojne spędzenie popołudnia było moim marzeniem od jakiegoś miesiąca. Kiedy wreszcie ułożyłem się wygodnie na kanapie z piwem w ręku, upewniając się uprzednio, że Rose śpi w łóżeczku, a w odtwarzaczu DVD znajduje się odpowiednia, durna komedia, moja chwila błogiego odpoczynku została przerwana pukaniem do drzwi. W zasadzie lepsze byłoby określenie „łomotaniem”, bo siła uderzania w nie była tak duża, że jeszcze chwila i zostałyby wyważone  Podniosłem się z kanapy i ociężale poszedłem je otworzyć. I właśnie wtedy mnie zamurowało.
                Po pierwsze, za drzwiami stała Alison, która wcześniej oddała mi Rose na popołudniową opiekę, bo wychodziła ze Stylesem na randkę. Po drugie, za drzwiami stała Alison, której makijaż był rozmazany, a sama dziewczyna wyglądała jak po drastycznym załamaniu nerwowym. Po trzecie, za drzwiami stała Alison, która gdy tylko je otworzyłem rzuciła się w moje ramiona, płacząc niekontrolowanie i mocząc przód mojej koszulki.
                A po czwarte to zupełnie nie wiedziałem, jak mam się zachować.
-Alison? Aly? No już, spokojnie- mruczałem bez ładu i składu, gładząc dziewczynę uspokajająco po plecach i prowadząc w stronę kanapy. Kiedy udało mi się ją na niej posadzić pociągnęła mnie za sobą, ponownie wtulając w moje ciało. –Aly, co się stało?
-Lou, musisz mi pomóc- wychlipała, patrząc na mnie swoimi wielkimi, załzawionymi oczami.
-Co się stało?- spiąłem się cały, wiedząc, do czego mógł być zdolny Styles.
-Muszę stąd wyjechać. Chcę wrócić do Londynu- dziewczyna pociągnęła nosem, przecierając oczy palcami i tym samym jeszcze bardziej rozmazując makijaż.
-Co chcesz? A Harry?- spojrzałem na nią z niedowierzaniem, myśląc, że się przesłyszałem.
-Mamy przerwę. Louis, muszę wrócić do Londynu, proszę, pomóż mi- Alison złapała swoimi chudymi rękami moją dłoń, pokazując tym samym, jak bardzo jej zależy.
-Jasne, ja… Zobaczę co da się zrobić. Pomogę ci, Aly- pokiwałem głową, podnosząc się z kanapy.-Bierzesz ze sobą Rose?
-Tak. Muszę wszystko naprawić- przytaknęła z nikłym uśmiechem.
                Po tych słowach już kompletnie nic nie rozumiałem.

***

                Z uczuciem niepewności ciążącym mi na sercu wysiadałam po blisko jedenastu godzinach lotu z samolotu na lotnisku Heathrow w Londynie. Z Rose uczepioną jednej ręki i walizką w drugiej próbowałam jeszcze zlokalizować Nicki, która miała nas odebrać. Dzięki Bogu, blondynka zawsze była bystrzejsza niż ja, więc szybko mnie zauważyła i podbiegła do nas, zamykając w mocnym uścisku. Prawie natychmiast porwała w objęcia Rose, za którą stęskniła się chyba najbardziej, zresztą z widoczną wzajemnością. Nie puszczając mojej córeczki zwróciła się w moją stronę z miną wyrażającą współczucie.
-Louis powiedział, że masz klucze do jego domu i mamy tam mieszkać przez te dwa tygodnie- powiedziała, uśmiechając się pokrzepiająco.
-Nie wiem, czemu on po tym wszystkim jeszcze mi pomaga- mruknęłam, kierując się za dziewczyną w stronę wyjścia z lotniska.
-Bo nadal cię kocha- odpowiedziała prosto Nicki, dokładnie przypinając Rose w foteliku samochodowym, po chwili siadając za kierownicą swojego Audi q7.
-Ma Eleanor i to w niej jest zakochany- mruknęłam ze wzrokiem utkwionym na mijanych krajobrazach. Samochód cicho szumiał, a siedząca z tyłu Rose grzecznie bawiła się swoim misiem, więc atmosfera była w pewnym sensie uspokajająca.
-A ty go kochasz?- spytała Nicki, nie odrywając spojrzenia od szosy.
-Stań na poboczu, proszę- odezwałam się cicho, patrząc na dziewczynę, która bez zwlekania wykonała moją prośbę.
-Coś się stało?
-Nicki, ja wszystko pamiętam, rozumiesz? Przypomniałam sobie każdy jeden szczegół swojego życia- wymamrotałam, chowając twarz w dłoniach. Blondynka pisnęła z radością.
-To cudownie! Kiedy sobie przypomniałaś? Ale hej, czemu ty się nie cieszysz?
-Harry dał mi ecstasy i kiedy obudziłam się następnego dnia to uświadomiłam sobie, że pamiętam…
-A nie cieszysz się bo?- naciskała dziewczyna, ignorując informację o braniu przeze mnie narkotyków.
-Bo wszystko spieprzyłam! Zraniłam Louisa, zniszczyłam kontakt z dzieckiem, wszystko po kolei wzorowo spieprzyłam!- podniosłam głos, czując narastającą irytację.
-Nadal kochasz Louisa- stoicki spokój Nicki wkurzył mnie jeszcze bardziej.
-I co z tego? On mnie już nie kocha! Louis myśli, że jestem zakochana w Harrym!
-Czyli do Harry’ego nic nie czułaś?
-Czułam! To było… zauroczenie?- odpowiedziałam niepewnie.
-A on?
-Nie wiem. Czasami wydaje mi się, że jest we mnie bezgranicznie zakochany, a zaraz potem staje się chamem, który uważa mnie za swoją własność. I jeszcze Louis i jego Eleanor. To wszystko to po prostu za dużo, rozumiesz?
-Nie potrafisz się określić, kogo kochasz i z kim powinnaś być, tak?- sprecyzowała Nicki.
-Coś w tym rodzaju.
-Zrób Harry’emu test, Aly- szeroki uśmiech blondynki dał mi odpowiednią odpowiedź.

***

Z głośnym westchnieniem przekroczyłem próg swojego domu, który opuściłem blisko dwa miesiące temu. Nie zawracając sobie głowy wnoszeniem walizek dalej, niż było to konieczne, ustawiłem je w holu i powłócząc nogami poszedłem do swojej sypialni. Nie miałem siły nawet na zdjęcie butów i rozebranie się; całkowicie ubrany wpakowałem się do łóżka i natychmiast zasnąłem, wykończony długim lotem.
Nie wiem ile spałem, ale gdy obudziłem się te kilka lub kilkanaście godzin później, czułem się całkowicie wypoczęty i zrelaksowany. Przeciągnąłem się i głośno ziewając sięgnąłem po leżącą przy poduszce komórkę. Prychnąłem zdegustowany, widząc, że tylko jedna osoba próbowała się ze mną skontaktować. Na dodatek, była to Alison, z którą nie miałem żadnego kontaktu od jej spektakularnej ucieczki dwa tygodnie temu.
Niechętnie wybrałem jej numer i przez następne sekundy wysłuchiwałem irytującego pikania telefonu. Już miałem się rozłączyć, gdy wreszcie podniosła słuchawkę.
-Tak?
-Dzwoniłaś. Co chciałaś?- spytałem od niechcenia, wyciągając się wygodnie na łóżku.
-Myślałam, że jak już wróciłeś do Londynu, to może się spotkamy?- zaproponowała radosnym tonem, a ja zmarszczyłem brwi w zdezorientowaniu.
-A to ty ze mną nie zerwałaś?
-Co? Oczywiście, że nie!
-Uciekłaś- syknąłem do telefonu z narastającym zirytowaniem.
-Musiałam wrócić do Londynu. Jeju Harry, spotkajmy się, wszystko sobie wyjaśnimy i będzie jak dawniej- mruczenie Alison nie dawało mi spokoju.
-Okej. O dwudziestej w Funky Buddha, będzie jeszcze kilku moich znajomych. Nie spóźnij się.
-Przyjedziesz po mnie?- spytała słodkim głosikiem.
-Będę za dziesięć przed domem Louisa. Bądź gotowa. Cześć- powiedziałem sucho i rozłączyłem się.
                W co ona do cholery gra?

***

-Lou, pogadamy?- niepewnie stanęłam w progu sypialni chłopaka, u którego chwilowo mieszkałam.
-Jasne, wchodź- Tomlinson zamknął swój laptop i odłożył go na szafkę, klepiąc miejsce na łóżku obok siebie. Z uśmiechem je zajęłam i zaczęłam swój monolog.
-Louis, słuchaj. Jest coś, o czym prawdopodobnie powinieneś wiedzieć, ale z drugiej strony nie wiem, jak na to zareagujesz, więc… sądzisz, że powinnam ci o tym powiedzieć?
-Nicki, wiesz, że nie lubię jak ktoś kręci? Mów szybko- ze śmiechem pogroził mi palcem.
-Pamięć Aly wróciła, Tommo- wyrzuciłam i przygryzając wargę patrzyłam na reakcję chłopaka. Początkowe rozbawienie i wyluzowanie w tempie ekspresowym zmieniło się w spięcie i zdenerwowanie.
-Jak to wróciła? Kiedy? Czemu mi nie powiedziała?- słowa uciekały z ust Louisa jedno po drugim.
-Ona jest teraz zagubiona, to chyba oczywiste.
-Co niby jest w tym oczywistego?
-Alison cię kocha, Lou i najzwyczajniej w świecie sobie z tym nie radzi. Pytanie jest, co ty do niej czujesz.
-Ja... ja jestem z Eleanor- niepewność w głosie  szatyna była aż za bardzo słyszalna.
-Ale jej nie kochasz- rzuciłam od niechcenia, kątem oka obserwując jego reakcję.
-To nie tak, że nie kocham. Eleanor jest cudowna, okej? Po prostu…
-Nie jest Aly?- weszłam mu w słowo i jedno spojrzenie wystarczyło, żebym wiedziała, że mam rację.-Louis, ty nadal kochasz Alison.
-Nigdy nie przestałem.

wtorek, 30 kwietnia 2013

Rozdział 6.

Wybaczcie, ale to jest jakieś gówno…
@maxsdream
***
10 maja 2012 roku.

                Światło wypełniające pokój skutecznie wybudziło mnie ze snu. Przeciągnęłam się i otworzyłam oczy, prawie natychmiast chowając twarz w poduszce. Jęknęłam w materiał, czując jak moja głowa boleśnie pulsuje. Usłyszałam ciche prychnięcie i powoli zwróciłam głowę w stronę, z której dochodziło.
                Zielonooki brunet patrzył na mnie, podparty na łokciu z cwaniackim uśmiechem na ustach. Jego uśmieszek poszerzył się, gdy zorientował się, że go zauważyłam.
-Witaj kotku, jak się czujesz?- jego głos zupełnie nie zdradzał tego, że jest po całonocnej imprezie, nadal będąc cudownie zachrypniętym i głębokim.
-Boli- wychrypiałam i natychmiast poczułam, że robi mi się nie dobrze.
-To normalne po pierwszym wzięciu- zaśmiał się lekko, przesuwając opuszkami palców po moich nagich plecach.
-Jak znaleźliśmy się z powrotem w hotelu?- spytałam, niepewnie podnosząc się na rękach i opierając plecami o ramę łóżka.
-Nie pamiętasz? Nick nas przywiózł.
-Pamiętam, że spotkaliśmy Eda i… dalej nie pamiętam- jęknęłam bezsilnie.
-Wzięłaś za dużo jak na pierwszy raz, pewnie dlatego- Harry próbował być poważny, jednak pod koniec zdania się roześmiał.
-To nie jest śmieszne, naprawdę źle się czuję. Idę pod prysznic- mruknęłam i owinięta pościelą skierowałam się do łazienki.
                Długi prysznic nieco mnie rozbudził, jednak nadal pozostawałam daleko od doskonałości. Gdy opuściłam łazienkę Harry’ego nie było już w łóżku, więc chwyciłam tylko leżący na szafce telefon i ruszyłam do salonu, z którego dochodziły odgłosy włączonego telewizora. Brunet całkowicie mnie zignorował, nie odrywając nawet wzroku od ekranu. Prychnęłam głośno i sugestywnie przemaszerowałam przed kanapą, zasłaniając mu telewizor.
-Mogłabyś się przesunąć? Oglądam- syknął, patrząc na mnie ze złością.
-Reality show jest ważniejsze od dziewczyny?- wydusiłam z niedowierzaniem.
-Nie musimy ciągle być razem. Zresztą, Pan Natrętny dzwonił i kazał ci przekazać, że masz przyjść po swoją córkę- warknął i przesunął się tak, żeby mieć lepszy widok na ekran. Spojrzałam na niego zaskoczona.
-Harry, czy ty siebie słyszysz? Rose jest moją córką, więc mógłbyś odnosić się do niej trochę milej, nie sądzisz?
-Jest twoją córką, nie moją i ja nie mam wobec niej żadnych zobowiązań. Skończmy tą bezsensowną dyskusję, wiesz co o tym sądzę- odpowiedział i zwiększył głośność telewizora.
-Super. Świetnie- mruknęłam i wiedząc, że nie otrzymam odpowiedzi wyszłam z pokoju, zatrzaskując za sobą drzwi.

***

                Zaśmiałem się głośno, obserwując jak moja córeczka i dziewczyna siedzą na dywanie i z zapałem bawią się zabawkami Rose. Dziewczynka od kilku minut piskliwym głosikiem próbowała przekonać Eleanor, że brązowy miś jest lepszy od białego, tak zaciekle, że jej pulchna twarzyczka nabrała rumieńców. El ze śmiechem uparcie twierdziła, że biały miś ma ładniejsze uszka, a ja wciąż nie mogłem uwierzyć, że ułożyłem sobie życie bez Alison.
                Eleanor była ideałem. Miła, pogodna i roześmiana. Tak szybko wpasowała się w moje życie, że czasami wydawało mi się, jakby była w nim od zawsze. Dziewczyna bez żadnego problemu zaakceptowała Rose, traktując ją jak własną córką i robiąc wszystko, żeby była szczęśliwa. Mój szkrab polubił ją prawie natychmiast, włączając do grona swoich ulubieńców, z którymi chętnie spędzała czas. El po prostu pasowała do mojego świata i za nic w świecie nie chciałbym jej stracić.
                Obserwowanie powodów mojego szczęścia zostało przerwane przez głośne pukanie do drzwi. Podniosłem się i rzucając lekki uśmiech w stronę swojej dziewczyny, poszedłem je otworzyć. Gdy tylko to zrobiłem , w mojej głowie pojawiła się ironiczna myśl, że zawsze jak jest dobrze, to pojawia się jedna, konkretna osoba.
-Alison, miło cię widzieć. Udało ci się wyrwać od twojego pana?- zironizowałem, wpuszczając brunetkę do środka.
-Słucham? Jakiego pana do cholery?- spytała, nie rozumiejąc.
-Oh, nie widziałaś jeszcze najnowszego hitu Internetu?
-O czym ty mówisz Louis?- dziewczyna była coraz bardziej zagubiona. Wyciągnąłem telefon z kieszeni i pokazałem jej zdjęcie, które kilkadziesiąt minut temu wstawił Styles. Na zdjęciu była śpiąca Alison z podpisem „jesteś moja, na zawsze!”.
-Dosyć sugestywne, prawda?- prychnąłem, chowając telefon. Brunetka spojrzała na mnie, a jej twarz po raz pierwszy od bardzo dawna wyrażała nie obojętność, a czysty smutek. Dziewczyna wyglądała na... pokonaną?
-Nie widziałam tego zdjęcia. Przyszłam po Rose, mogę ją wziąć?- spytała, unikając patrzenia mi w oczy. Poczułem, że zaczyna mi się robić jej szkoda.
-Chcesz pogadać?- zaproponowałem, przygryzając wargę.
-A ty chcesz ze mną rozmawiać?- odpowiedziała cicho.
-Chcę. Chodź, Rose jest z Eleanor, pogadajmy- wskazałem ręką kuchnię, myśląc o przygotowaniu czegoś do picia.
-Nie wiem, czemu to robisz Louis- odezwała się Aly, opierając się o blat kuchenny, gdy przygotowywałem herbatę.
-Bo widzę, że coś cię gryzie, a nie jestem sukinsynem i jakieś współczucie w sobie mam. Mów, co się dzieje?
-Czuję się… przytłoczona. Nie zrozumiesz tego i nie wiem, po co ci to mówię, bo pewnie cieszysz się, że tak to się skończyło.
-Nie cieszę się z tego, że jesteś smutna, nie rób ze mnie chama- westchnąłem, stawiając przed nią kubek z mocną, czarną herbatą, a sobie biorąc tą z mlekiem. –Coś ze Stylesem?
-Pamiętasz, jaką herbatę lubię- Alison uśmiechnęła się lekko, patrząc na zawartość kubka. –Harry jest zaborczy okej? Wczoraj… wczoraj wzięłam ecstasy, my… Boże, to nie ważne. Nie chcę o tym z tobą rozmawiać, sama sobie poradzę.
-Jeżeli on robi ci krzywdę, to wiesz, że zawsze ci pomogę? Niezależnie od sytuacji, Aly- przestraszyłem się nieco, widząc zdenerwowanie dziewczyny.
-Harry nigdy mnie nie zranił. Jest dla mnie dobry, nie masz się czym przejmować- mruknęła, odstawiając kubek z powrotem na blat. –Daj mi Rose.
-Nie tknęłaś herbaty.
-Nie mam na nią ochoty. Rose, Louis- powtórzyła natarczywie. Wzruszyłem ramionami i wzdychając głośno wróciłem do salonu, w którym Eleanor bawiła się z małą.
-Rose, zobacz kto przyszedł- zacząłem, próbując odciągnąć córkę od El, w której ramionach obecnie się znajdowała.
-Mama oddaj!- zapiszczała dziewczynka, wychylając się po zabawkę, którą Eleanor trzymała za plecami.
                W jednym momencie wszystko ucichło. Za moimi plecami Alison głośno wciągnęła powietrze, Calder trzymająca Rose zesztywniała, a ja pierwszy raz od dawna nie wiedziałem, co zrobić. Nawet szkrab ucichł i schował się w szyi mojej dziewczyny.
-Cudownie!- zimny głos Aly przerwał niezręczną ciszę. –To już nawet jej matką zostałaś? Super.
-Rose się pomyliła, uspokój się- Eleanor próbowała opanować sytuację, podnosząc się z podłogi i stając przede mną i Alison.
-Wiesz, że nastawianie dziecka przeciwko mnie nic nie zmieni?- warknęła brunetka patrząc prosto na mnie.
-Nie nastawiam Rose przeciwko ciebie, o czym ty mówisz!
-A to co miało być? Przez przypadek powiedziała do twojej laski „mamo”?!
-Wciąż tu jestem- wtrąciła Eleanor. Spojrzałem na nią, niemo prosząc, żeby wyszła z małą z pokoju.
-Nigdy nie powiedziałem Rose, żeby mówiła do El „mamo”. Najwidoczniej zapomniała jak wyglądasz, jeżeli zaczęła odnosić się w tej sposób do mojej dziewczyny.
-Ależ oczywiście- parsknęła ironicznie Alison. –Jeżeli tak jej dobrze u was, to zajmijcie się nią dłużej, przypomniało mi się, że muszę coś zrobić.
                Nim zdążyłem odpowiedzieć dziewczyna znalazła się przy drzwiach i nie czekając na jakiekolwiek pożegnanie, opuściła mój apartament.

***

                Gwałtownie otworzyłam drzwi do pokoju mojego i Harry’ego, uderzając drzwiami o ścianę. Chłopak wciąż siedział przed telewizorem, a krew w moich żyłach wrzała. Nie zwracając na nic uwagi, wepchałam się na jego kolana i natychmiast przyssałam do jego ust. Harry na początku nieco zdezorientowany szybko zaczął oddawać pocałunek.
-Co jest?- wysapał pomiędzy pocałunkami, ściągając moją koszulkę.
-Chcę cię- odpowiedziałam, ponownie przywierając do jego warg. Wiedziałam, że to co robię jest nieodpowiedzialne i bezsensowne, ale musiałam wyładować złość. Potrzebowałam bliskości; potrzebowałam zapewnienia, że jednak komuś na mnie zależy.
                Dlatego nie opierałam się, kiedy Harry pozbył się reszty naszych ubrań i pokazał mi, że istnieją przyjemności, które mogę czerpać z życia, nie zawracając sobie głowy nadopiekuńczym Louisem i córką, która myli mnie z kimś innym.
                Gdy jakiś czas później siedziałam w łazience ze łzami w oczach i telefonem przy uchu zrozumiałam, że wszystko robię nie tak.
-Nicki? Potrzebuję pomocy.

piątek, 12 kwietnia 2013

Rozdział 5.

Na http://life-is-ending.blogspot.com/ pojawił się pierwszy rozdział, nie obrażę się, jeżeli wejdziecie i skomentujecie. ;)
Przypominam, że nasza umowa nadal obowiązuje. 
Pod koniec rozdziału znajduje się scena nie przeznaczona dla osób poniżej 16 roku życia.
@maxsdream
***
9 maja 2012 roku.

-Ed Sheeran i cudowne The a Team - to mogliśmy wysłuchać przed chwilą. W moim studiu nadal znajduje się najsławniejszy zespół tego stulecia, One Direction!- donośny głos Ryana Seacresta po raz kolejny rozbrzmiał w studiu nagraniowym radia.
                Prezenter zadawał pytanie za pytaniem, jak zawsze świetnie bawiąc się podczas wywiadu z nami, a ja czułem, że moje dłonie z każdą chwilą pocą się coraz bardziej. Zayn wysyłał mi nerwowe spojrzenia, wiedząc, co planuję zrobić już za chwilę i niemo prosząc, bym jeszcze raz to przemyślał. Ale ja już byłem pewny, nie było nad czym się zastanawiać. Teraz czekałem już tylko na odpowiedni moment.
                Najwyraźniej Bóg mi sprzyjał, bo już kilka pytań później Seacrest zainteresował się moim życiem prywatnym, co postanowiłem wykorzystać do spełnienia swojego „niecnego” planu.
-Louis, czy to prawda, że spotykasz się z Eleanor Calder?
-Prawda. Eleanor jest cudowna, miałem ogromne szczęście, że się mną zainteresowała- odpowiedziałem z uśmiechem, ściskając mocno dłonie w pięści.
-Jesteście oficjalnie razem?
-Nie ustaliliśmy jeszcze dokładnie poziomu naszych relacji, jeżeli można to tak nazwać- roześmiałem się lekko, po czym szybko dodałem- tym bardziej, że na pierwszym miejscu w moim życiu stoi córka.
                Huk, atak kaszlu i pięć par oczu utkwionych we mnie.
-Córka?- wykrztusił Ryan, próbując zapanować nad sytuacją. Harry patrzył na mnie wzrokiem, który mówił mi, że zginę gdy tylko wyjdziemy ze studia, Niall wciąż kasłał po prawdopodobnym zakrztuszeniu się swoją wodą, a Liam w szoku utkwił swoje spojrzenie na kubku, który rozbił się o podłogę. Tylko Zayn zacisnął usta i niemo zapewniał mnie, że jest ze mną.
-Rose Walker jest moją córką. Moją i Alison- powiedziałem poważnie, jednak w ostatnim momencie mój głos zadrżał.
-Alison? Dziewczyny Harry’ego?- powtórzył w szoku prezenter, przerzucając swoje spojrzenie ze mnie na Harry’ego i z powrotem.
-Alison, dziewczyny Harry’ego- potwierdziłem i czując na ramieniu rękę Zayna, lekko się rozluźniłem. – Rose jest moją córką i stwierdziłem, że już dłużej nie mogę okłamywać świat na jej temat.
-To, oh.. sądzę, że zaskoczyłeś miliony ludzi.
-Sądzę, że nawet wszystkich, którzy kiedykolwiek słyszeli o One Direction- zaśmiał się nerwowo Liam, włączając się do rozmowy.
-Taaak. Właśnie dostałem wiadomość, że słucha nas cztery miliony ludzi, a Twitter został opanowany przez twojego newsa.
-Nie często zdarza się taka bomba, nie?- syknął ironicznie Styles, mrożąc mnie wzrokiem.
-Oh tak, nie często- potwierdził Seacrest. –Niestety goni nas czas i nadeszła pora na poranne wiadomości o dziewiątej. Moim dzisiejszym gościem był zespół One Direction, a już jutro usłyszymy przepiękny głos Rity Ory!- mężczyzna zakończył swoją audycję i ściągnął z uszu słuchawki.
                Odetchnąłem głęboko, bo chociaż wyrzuciłem z siebie to, co ciążyło mi już od dawna, to wiedziałem, że najgorsze dopiero przede mną.

***

                Radosny śmiech roznosił się po hotelowym pokoju, gdy lekko łaskotałem swoją córeczkę. Zaróżowione policzki Rose i coraz mocniejsze wierzgania oznaczały, że dziewczynka już długo nie wytrzyma, więc przestałem ją łaskotać i posadziłem na swoich kolanach, przytulając do siebie. Niebieskie oczka spojrzały na mnie z radością, a gdy cmoknąłem malutki nosek, dziewczynka zmarszczyła go i schowała się w moich ramionach.
-Psieśtań tati- ciche słowa wydobyły się gdzieś zza mojej szyi.
-Już przestaję skarbie- pogłaskałem delikatnie plecki córki, która powoli uspokajała swój oddech. Po chwili odsunęła się i spojrzała na mnie, marszcząc czoło.
-Gdzie mama?
-Mama jest z wujkiem Harrym-odpowiedziałem czując, że moja mina drastycznie się zmieniła.
-Haji ma loki- zapiszczała dziewczynka, podskakując na moich kolanach.
-Harry ma loki- potwierdziłem z wymuszonym uśmiechem, bawiąc się blond włoskami córki, która ponownie wtuliła się w moje ciało.
                Chwilę sielankowej ciszy przerwał huk drzwi uderzających o ścianę i gwałtowne wejście Alison.  Alison, która wyglądała na co najmniej wściekłą.
-Czy ty wiesz, co do chuja zrobiłeś?!- wydarła się, a Rose ułożona w moich ramionach odsunęła się gwałtownie. Syknąłem głośno, patrząc znacząco na córkę.
-Nie przeklinaj przy dziecku.
-Gówno mnie obchodzi, czy coś usłyszy! Czy ciebie już do końca popierdoliło?! Po co mówiłeś, że jest twoją córką?!- krzyczała dalej, a mały szkrab wiercił się coraz bardziej, ukazując swoje zdenerwowanie. Zignorowałem Alison i z Rose na rękach poszedłem do swojego pokoju, gdzie ułożyłem ją w łóżeczku z zabawkami i poprosiłem, żeby chwilkę pobawiła się sama. Wróciłem do dziewczyny, która wciąż stała z wrogą miną w salonie.
-Wczoraj poinformowałem cię o tym, że to zrobię, zapomniałaś? Dotrzymuję obietnicy- wzruszyłem ramionami, wracając na kanapę i rozsiadając się wygodnie.
-Oh fantastycznie, ale pomyślałeś o tym, jak zareagują na to fanki? Wyszłam z hotelu i usłyszałam, że jestem puszczalską dziwką, która naciąga cię na bachora, a pieprzy się z Harrym! Nie chcę nawet wspominać o swoim Twitterze!- brunetka utrzymywała swój głośny ton głosu, na co wywróciłem oczami.
-Nie spodziewałaś się tego? Fanki są fankami, pogadają trochę i przestaną, nie ma się czym przejmować. A jeżeli jakoś strasznie to przeżywasz, to idź do Stylesa, on coś poradzi- warknąłem, a Aly spojrzała na mnie zaskoczona.
-Zmieniłeś się, Louis- powiedziała już normalnym tonem głosu, nadal trochę zdezorientowana.
-Ludzie się zmieniają, Aly, i ty jesteś tego najlepszym przykładem. Jeżeli już sobie wszystko wyjaśniliśmy, to wracam do zabawy z NASZĄ córką. Cześć- pomachałem dłonią przed twarzą dziewczyny i poszedłem do swojej sypialni, w której bawiła się Rose.
                Nie dopuszczę do tego, żebym kiedykolwiek jeszcze  przez nią cierpiał.  Nie dopuszczę do tego, żeby przez głupie zachowanie matki cierpiała Rose.

***

                Oślepiające, fluorescencyjne światła, głośna, klubowa muzyka i litry alkoholu. Podświadomość mówiła mi, że robię źle i mogę tego żałować, ale musiałam odreagować cały stres.
                Ręce Harry’ego tak bardzo pasowały do moich bioder, prowadząc nasze ciała w rytmie muzyki i ocierając je o siebie.  Mokre usta chłopaka muskały moją szyję, co chwila przygryzaną przez jego zęby. Czułam się oszołomiona przez bodźce wysyłane do mojego ciała, a alkohol przepływał przez moje żyły, powodując szum w głowie i rozmazany obraz. Nie liczyło się to, że muzyka jest szybka i energiczna, a my praktycznie bujamy się w miejscu. Liczyło się to, że byłam tam z Harrym. Harrym, który mnie dotykał i który szeptał mi do ucha, jak cudowna jestem. To dawało mi szczęście.
-Może kolejna kolejka?- ochrypły głos chłopaka zmusił mnie do otwarcia oczu i spojrzenia na jego twarz. Zamglone oczy i szeroki uśmiech. Oh tak, Harry też zdecydowanie był pijany.
-To dobry pomysł- zaśmiałam się i już po chwili ciągnięta byłam za rękę w stronę baru.
-Styles, tutaj!- krzyk siedzącego kilka miejsc dalej mężczyzny zmusił nas do zmiany miejsca. Czułam, że skądś kojarzę tą twarz, ale nie mogłam połączyć jej z nazwiskiem.
-Aly, to mój przyjaciel, Nick Grimshaw- wychrypiał Harry, przedstawiając mi mężczyznę, który wyciągnął dłoń w moją stronę. Z uśmiechem ją uścisnęłam, a mój uśmiech poszerzył się jeszcze bardziej, gdy usłyszałam- Nick, to Aly Walker, miłość mojego życia- a moje usta zostały połączone z wargami Harry’ego.
                Oderwałam się od niego z cichym mlaśnięciem i zaśmiałam się głośno. Barman przyniósł nasze drinki, które szybko wypiliśmy, zamawiając następne.
-Jesteś sam?- spytał lokowaty przyjaciela, ponownie kładąc dłonie na moje biodra i przyciągając mnie do siebie.
-Nie, z Sheeranem. Ale on gdzieś zniknął zaraz po przyjściu.
-Sam czy z kimś?- Harry uśmiechnął się wymownie, zadając pytanie.
-Raczej z czymś- zaśmiał się Grimshaw, a chwilę później dołączył do niego mój chłopak. Zmarszczyłam czoło, nie wiedząc o czym mówią. Harry zauważył moje zdezorientowanie, bo odezwał się:
-Mówimy o ecstasy, kochanie.
-Ed bierze?- byłam coraz bardziej zdezorientowana. Sheerana poznałam jakiś czas wcześniej i nie wyglądał mi na narkomana.
-W tym świecie każdy bierze- wycedził z politowaniem Nick, a Harry zachichotał ochryple. Spojrzałam na niego uważnie.
-Ty też bierzesz?
-Jasne- Hazza wzruszył ramionami, kładąc rękę na dole moich pleców i nachylając się nad moim uchem.- Jak chcesz spróbować, to chodź.
                Zadrżałam, czując jego oddech na swojej szyi, ale też pewny rodzaj podniecenia. Energicznie potrząsnęłam głową, dając chłopakowi znak, że chcę spróbować.

***

Uśmiechnąłem się cwaniacko widząc, jak Alison szybko zgodziła się na moją propozycję. Splotłem nasze palce razem i pociągnąłem ją w stronę łazienek, drugą ręką upewniając się, że w mojej kieszeni nadal są magiczne tabletki. Po przeciśnięciu się przez setki ocierających się o siebie ciał, mocnym ruchem pchnąłem drzwi męskiej łazienki i wszedłem do niej razem z dziewczyną. Oparłem ją o blat z umywalkami i przyssałem się do jej ust. Z zapałem oddawała mój pocałunek, widziałem, że nie do końca panowała nad swoim ciałem. Odsunąłem ją od siebie i wyjąłem z kieszeni kilka kolorowych tabletek. Wyciągnąłem rękę w stronę dziewczyny, a gdy się zawahała, sam podałem jej dwie, pozostałe trzy pigułki sprawnym ruchem umieszczając na języku i połykając. Spojrzałem wymownie na Alison, dając jej do zrozumienia, że powinna zrobić to samo i uśmiechając się, gdy narkotyk dostał się do jej organizmu.
Widząc, że chce coś powiedzieć złączyłem nasze wargi w mocnym pocałunku, nie dając jej dojść do słowa. Moje ręce wędrowały po jej ciele, gdy dziewczyna niepewnie oddawała pocałunek. Sprawnym ruchem przysunąłem ją bliżej siebie, czując, że jestem coraz bardziej podniecony. Alison trzymała mnie ostatnio na dystans, do czego nie byłem przyzwyczajony i wiedziałem, że nie wytrzymam w celibacie kolejnej nocy. Złapałem ją pod pośladkami i podniosłem, zmuszając do oplecenia nogami moich bioder. Składając pocałunki na jej szyi skierowałem się w stronę kabin, otwierając drzwi do jednej z nich i przesuwając zasuwkę, gdy tylko znaleźliśmy się w środku. Oparłem Alison o ścianę, zdejmując jej bluzkę i przesuwając dłońmi po płaskim brzuchu i widocznych żebrach, na co zadrżała, przygryzając mój obojczyk, do którego była przyssana. Jęknąłem głośno, czując jej język na swojej szyi, gdy odpinała guziki mojej koszuli. Z pasją obserwowałem, jak twarz dziewczyny wyraża niczym nie zmącone podniecenie i pożądanie. Rozpięła rozporek moich spodni i spojrzeniem dała mi znak, żebym je ściągnął, w międzyczasie zdejmując swoje rurki. Już po chwili byliśmy nadzy i spragnieni swojej bliskości. Nogi Aly oplotły moje biodra, a z moich ust wyrwał się głośny jęk, gdy nasze ciała znalazły się najbliższym z możliwych kontaktów. Nie potrafiłem zmusić się do bycia delikatnym i spokojnym, widziałem zresztą, że brunetka oczekiwała czegoś zupełnie innego. Nasze ciała poruszały się w zgodnym rytmie, a klubową łazienkę wypełniały głośne jęki przepełnione pożądaniem. Długie paznokcie drapały moje plecy, zostawiając zapewne czerwone i bolące ślady, jednak nie obchodziło mnie to.
Liczyło się tylko to, by być jak najbliżej i jak najmocniej poczuć tą upajającą bliskość. Bliskość osoby, która znaczyła dla mnie bardzo dużo. 

piątek, 5 kwietnia 2013

Rozdział 4.

Krótki, jednak wiele wnoszący do całości.
Postanowiłam rozpocząć kolejne opowiadanie na które zapraszam: http://life-is-ending.blogspot.com/.
Dziękuję Maddi za nagłówek! :) 
@maxsdream
***
8 maja 2012 roku.

                Zsynchronizowany, dopracowany ukłon. Ogłuszający pisk i wrzask, tysiące twarzy wyrażających uwielbienie i całkowite oddanie. Duszący dym puszczony na scenę i jaskrawe, rażące światła.
                Kolejny koncert dobiegł końca.
-Dobra robota, stary- poczułem klepnięcie w ramię i usłyszałem głos Liama, gdy sięgałem z torby świeże ubrania. Posłałem mu słaby uśmiech i mijając się w drzwiach z Harrym, wyszedłem z garderoby, kierując się pod prysznic.
                Byłem wykończony, zarówno fizycznie jak i psychicznie. Dzisiejszym koncertem zakończyliśmy nasz pobyt w Nowym Jorku. Pobyt, który z wiadomych przyczyn był dla mnie wyjątkowo nieudany.
                Od pamiętnego wywiadu minęło pięć dni, a pomimo tego wciąż pamiętałem słowa Harry’ego i jego spojrzenie, skierowane do mnie. Bolało mnie to, że tymi słowami potwierdził koniec naszej przyjaźni. Wciąż jak idiota łudziłem się, że się uda i razem przetrwamy ten kryzys. Nie udało się.
                Oczywiście, kilka godzin po wywiadzie mieliśmy już spotkanie z managamentem, który ograniczył się tylko do zwrócenia uwagi Harry’emu i rozkazu: „macie udawać najlepszych przyjaciół, nawet jeżeli nimi już nie jesteście”, skwitowanego przez Stylesa krótkim śmiechem i zapewnieniem, że tak się stanie.
                I oh, trzymał się tego zapewnienia. Jeszcze podczas trwania naszego spotkania z zarządem umieścił na Twitterze wpis, mówiący, że tylko żartował i wciąż się przyjaźnimy. A potem… potem było już tylko gorzej. Nie opuszczał mnie na krok, wciąż żartował i coś do mnie mówił, udając najlepszego przyjaciela. Oczywiście, było tak tylko przy osobach spoza zespołu. Gdy tylko zostawaliśmy sami stawał się takim sukinsynem jak zawsze i całą swoją osobą utrudniał mi życie.
                Jedynym plusem była Eleanor, z którą zacząłem się regularnie spotykać. Nasze relacje się rozwijały, a gdy spędzałem z nią czas, czułem się naprawdę szczęśliwy. Cieszyło mnie również to, że pomimo obecności Rose na jednej z naszych randek, Eleanor nie przejęła się tym i natychmiast sprawiła, że moja córka ją polubiła. Patrząc z perspektywy czasu byłem wdzięczy Zaynowi, że namówił mnie na poznanie El.
                Potrząsając mokrymi włosami wyszedłem spod prysznica i założyłem świeże ubrania. Nie chciałem wracać do garderoby i słuchać wesołej paplaniny chłopaków, więc od razu skierowałem się do tourbusa. Przed koncertem wymeldowaliśmy się z hotelu i już za chwilę mieliśmy wyjechać do Detroit. Nie zwracając uwagi na fanki, czekające przed halą, szybko wszedłem do podstawionego autobusu i kiwając głową kierowcy, rzuciłem torbę i zająłem swoje łóżko.
                Dopiero po chwili zorientowałem się, że nie byłem sam.

***

-Louis?- niepewnie zwróciłam się do chłopaka, leżącego na łóżku naprzeciwko. Zaskoczony moją obecnością podniósł się nerwowo, wypuszczając głośno powietrze, gdy nasze spojrzenia się spotkały.
-Co ty tu robisz?
-Przyszłam tu po koncercie, bo Rose zrobiła się śpiąca- odpowiedziałam, wskazując na śpiącą na łóżku córkę. Zapadła niezręczna cisza, a tego nie chciałam.- Porozmawiamy?
-A mamy o czym?
-Tak sądzę- wzruszyłam ramionami.
-Więc rozmawiajmy- westchnął, ponownie opadając na łóżko i kładąc głowę na ramionach.
-Chodzi mi o to, co jest między nami- zaczęłam powoli, dokładnie dobierając słowa.
-Nic między nami nie ma- warknął, patrząc na mnie wściekłym wzrokiem.
-Miałam na myśl napiętą atmosferę- syknęłam, po chwili orientując się, że mam zaciśnięte pięści. A miało być spokojnie.
-Nie sądzisz, że nie da się tego pozbyć?
-A nie sądzisz, że wypadałoby spróbować dla naszej córki?- odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
-No proszę, przypomniałaś sobie, że masz córkę- ironia wypływała z głosu Louisa, który półleżąc wpatrywał się we mnie, kiwając głową z uznaniem.
-Przestań. Nie rozumiesz tego, co się dzieje, a …
-Świetnie rozumiem. Zakochałaś się, Harry to wykorzystał i omotał cię wokół siebie i teraz wykonujesz jego polecenia. A to wyklucza posiadanie i zajmowanie się córką. Nie jest tak?
-Gówno wiesz, Tomlinson. Chciałam się z tobą pogodzić, ale chyba się nie da. Zanim zaczniesz mnie pouczać to spójrz na siebie- warknęłam zirytowana, prostując się.
-Co masz na myśli?- brwi chłopaka powędrowały do góry, gdy spojrzał na mnie z zaciekawieniem.
-To, że umawiasz się z najgorszą zdzirą spośród modelek. Sądzisz, że dajesz tym dobry przykład Rose?- wiedziałam, że przegięłam, kiedy Louis wstał z łóżka i stanął naprzeciwko mnie.
-Sądzę, że daję jej świetny przykład. I nie waż się nigdy więcej mówić tak o Eleanor- syknął głosem przesiąkniętym jadem.
-Ależ oczywiście, Eleanor jest najczystszą dziewicą, jaką kiedykolwiek spotkałam- prychnęłam, widząc jak twarz bruneta tężeje. –Rose będzie zachwycona, gdy zaczniesz przyprowadzać ją częściej do domu.
-Towarzystwo El wpłynie na nią lepiej niż twoje. Miałem z tym poczekać, ale w takiej sytuacji nie ma co zwlekać. W jutrzejszym wywiadzie przyznam, że Rose jest moją córką, a ja spotykam się z Eleanor- powiedział poważnie, zerkając na śpiącą dziewczynkę.
-Co?- spytałam z niedowierzaniem.
-Przyznam się, nie zwracając uwagi na to, co myśli o tym zarząd i jednocześnie zacznie się twój okres próbny. Jeden wyskok, a tracisz prawa do opieki.
-Mówiłam ci już, co o tym myślę- odpowiedziałam, czując, że robię się coraz bardziej zdenerwowana, a moje ręce zaczynają się trząść.
-A czy ja wspominałem, że nasi prawnicy potrafią zniszczyć człowieka? To twój wybór, Alison. Przegięłaś kilka razy za dużo, a ja nie zamierzam tego tolerować ani chwili dłużej. Ostateczna decyzja należy do ciebie.
-Jaka do cholery decyzja?
-Kogo wybierasz, Rose czy Harry’ego. Nie potrafisz ich połączyć, więc musisz zdecydować. Jak już podejmiesz decyzję, daj mi znać.
                Stałam zaskoczona, bezczynnie patrząc, jak Louis nie czekając na moją odpowiedzieć wychodzi, zostawiając mnie z ogromnym mętlikiem w głowie.

poniedziałek, 1 kwietnia 2013

Rozdział 3.

Będę smażyła się w piekle za ten głupi żart, prawda? :D
@maxsdream
***
3 maja 2012 roku.

Z moich ust wyrwało się przeciągłe jęknięcie, gdy końcówki przyjemnego snu znikały, poganiane przez natarczywe pukanie do drzwi. Powoli rozchyliłem powieki, jednak gdy do moich oczu dotarły rażące promienie słoneczne, przebijające się przez niedokładnie zasunięte zasłony, zanurkowałem pod pościelą. Po chwili zaczęło brakować mi powietrza, a głośne pukanie nie ustawało, więc ostrożnie wychyliłem się spod kołdry i starając się unikać nieprzyjemnego światła, zsunąłem z łóżka. Przeciągając się i głośno ziewając, opuściłem pokój.  Szurając za dużymi, hotelowymi kapciami powoli podszedłem do drzwi, otwierając je i wpuszczając do środka zirytowaną Aly.  Spojrzałem na nią zdezorientowany, unosząc brew.
-Co ty tu robisz?
-Przyszłam po Rose- odpowiedziała, jakby było to co najmniej oczywiste.
-Śpi, zresztą jak każdy człowiek o tej porze- syknąłem, patrząc na wiszący na ścianie zegar. 7:37. To jakiś żart.
-Wyśpi się w moim pokoju- fuknęła, wyciągając dziewczynkę z kojca.
-Chciałaś chyba powiedzieć „pokoju Harry’ego”- zadrwiłem, obserwując jak Rose zaczyna się wybudzać.
-Nie twój zasrany interes.  
-Ależ oczywiście, masz rację. Śpij sobie z kim chcesz, możesz nawet zostać zawodową prostytutką. Przypominam ci tylko, że masz dziecko- spoważniałem, natychmiast zmieniając ton.
-Nie dajesz mi o tym zapomnieć- warknęła, gdy w końcu udało jej się dobrze ułożyć Rose w swoich ramionach. Dziewczynka wyglądała, jakby miała się zaraz rozpłakać, a jej błękitne oczka zrobiły się większe i bardziej zaszklone. Alison nie zwracając na to uwagi szybkim krokiem ruszyła do wyjścia z mojego pokoju. W ostatniej chwili złapałem ją za nadgarstek i zmusiłem do spojrzenia na siebie.
-Jeżeli jeszcze raz zaniedbasz ją w jakikolwiek sposób, to obiecuję, że bez żadnych skrupułów pozbawię cię praw do opieki- powiedziałem, patrząc prosto w czarne oczy dziewczyny.
-Nigdy nie ośmielaj się mnie pouczać. To ciebie nie było przez ponad rok jej życia, nie mnie- wycedziła, wyrywając rękę z mojego uścisku.
Nim zdążyłem odpowiedzieć, drzwi głośno trzasnęły, oznajmując mi, że Alison już opuściła pokój. Wściekłość rozlała się po moim ciele, przejmując nad nim kontrolę, a pięść uderzyła w chropowatą ścianę. Syknąłem z bólu i przekląłem głośno, widząc, że z zaciśniętej dłoni zaczyna wypływać krew.

***

                Wywróciłem oczami, przyjmując na twarz czarujący uśmiech, gdy zobaczyłem czekających przed hotelem fanów. Kiedy tylko wyszedłem z hotelu moje uszy zaatakowały piski i krzyki, na co uśmiechnąłem się jeszcze szerzej. Uwielbiałem czuć się pożądanym przez miliony dziewczyn i adorowanym w każdym momencie swojego życia. Usłyszałem ciche „znowu” i ze śmiechem odwróciłem się w stronę idącego obok mnie Zayna. Malik najwidoczniej ostro wczoraj zabalował, bo miał podpuchnięte oczy i szarą ze zmęczenia twarz. Wyglądał jakby był blisko załamania i rozpłakania się, więc nachyliłem się do niego i rzucając krótkie „idź do samochodu”, odwróciłem w stronę fanek. Z czarującym uśmiechem, na widok którego mdlały fanki, zrobiłem sobie kilka zdjęć i podpisałem parę autografów. Ostatni raz machnąłem w kierunku dziewczyn i zanurkowałem w ciemnym i cichym wnętrzu samochodu.
                Zająłem swoje tradycyjne miejsce przy oknie i rozejrzałem się po wnętrzu samochodu. W środku byli już wszyscy, oprócz Louisa i Paula, naszego ochroniarza.
-Gdzie królowa dramatu?- spytałem, rzucając znaczące spojrzenie na miejsce obok mnie, gdzie zawsze siedział Tomlinson.
-Co?- spytał inteligentnie Niall, podnosząc wzrok z ekranu swojego iPhone’a.
-Gdzie jest Tommo?- powtórzyłem, wzdychając z ubolewaniem nad jego niedomyślnością.
-Nie wiem. Może coś go zatrzymało – Irlandczyk wzruszył ramionami i wrócił do robienia czegoś zapewne bardzo pasjonującego w telefonie.
-Zaraz fanki staranują ten samochód, mógłby ruszyć swoją wielką dupę- warknąłem po chwili.
-Haz, uspokój się. Co ci się stało?- Liam troskliwy ojciec Payne spojrzał na mnie z uwagą.
-Nic mi się nie stało, tylko zawsze musimy czekać na księżniczkę, która nie potrafi się na czas przygotować- warknąłem i po chwili usłyszałem ironiczne:
-Księżniczka już jest, możemy ruszać.
                Spojrzałem na rozsiadającego się właśnie na swoim miejscu chłopaka i zaśmiałem się głośno.
-Co ci się do cholery stało w rękę?
-A obchodzi cię to bo?- odpyskował, rzucając mi groźne spojrzenie.
-Boli od robienia sobie dobrze co? Tak zaszalałeś w nocy, że aż nadgarstek ci spuchł? Oj biedaczku- zadrwiłem. Szatyn spojrzał na mnie z niedowierzaniem, a siedzący naprzeciwko mnie Zayn ze świstem wciągnął powietrze.
-Jak śmiesz?!- podniósł głos, co dodatkowo mnie rozśmieszyło.
-Nie piszcz księżniczko, robisz się jeszcze bardziej damski- odpowiedziałem i po chwili syknąłem z bólu.-Idioto! Będę miał ślad!
-Z odciskiem mojej dłoni twoja twarz będzie ładniejsza- warknął i podniósł się, przesiadając się pomiędzy Nialla i Zayna.
-Poża…- zacząłem, jednak siedzący przy mnie Liam przerwał mi szybkim:
-Nie teraz, później to dokończycie.
Przytaknąłem mu, zdając sobie sprawę, że dwóch członków zespołu z poobijanymi twarzami mogłoby wyglądać podejrzenie w czasie udzielania wywiadu w programie śniadaniowym. Nie powstrzymało mnie to jednak od zabijania Tomlinsona spojrzeniem, podczas gdy masowałem swój obolały policzek. Uderzenie mimo wszystko miał mocne.

***

-Louis! – zawołałem, desperacko biegnąc korytarzem za przyjacielem.
Tomlinson nie oglądając się za siebie wpadł prosto do garderoby i zatrzasnął za sobą drzwi. Skrzywiłem się na echo trzasku i opierając się o drzwi, pomasowałem nasadę swojego nosa. Nie do końca wiedziałem, co powinienem teraz zrobić. Zmusić Louisa do otwarcia mi drzwi i uspokoić go, czy poczekać na Harry’ego i podarować mu obitą twarz, na którą zasługiwał? Odpowiedź nadeszła sama, gdy w zasięgu mojego wzroku pojawiły się postaci Nialla, Liama i właśnie Harry’ego.
-Co to do kurwy miało być?! – wrzeszczał Niall, popychając Stylesa na ścianę.
-Jak mogłeś powiedzieć coś takiego, Harry?  – długi palec Liama dźgnął klatkę piersiową lokowatego chłopaka.
-Boże Święty!- podniósł głos Harry, odpychając od siebie chłopaków.-To miał być żart, ale wy oczywiście wszystko bierzecie na poważnie.
-Żartem było powiedzenie w telewizji nadającej na żywo, że uważasz Louisa za niepotrzebnego w zespole? Popieprzyło cię Hazza?!- wydarł się Liam, a moje brwi powędrowały do górę w zdziwieniu. Liam nigdy, przenigdy nie przeklinał. Uważał to za niepotrzebne i niegrzeczne, zawsze wolał rozwiązywać problem na spokojnie.
-Chciałem wnieść trochę życia w ten wywiad. Sami przyznacie, że był zajebiście nudny- westchnął Styles, wywracając oczami. Słysząc to, nie wytrzymałem i gwałtownie odpychając się od drzwi podszedłem do chłopaka i uderzyłem go w twarz. Harry chwycił policzek z sykiem, a Niall i Liam złapali mnie za ramiona, odciągając na bezpieczną odległość. Duża czerwona plama wykwitła na policzku Harry’ego.
-Kurwa mać, teraz ty?!- wydarł się, nie zwracając uwagi na to, że znajdujemy się w miejscu publicznym.
-Jesteś pojebany Styles. To twój przyjaciel, a ty najpierw odbijasz mu dziewczynę, a teraz mówisz coś takiego. Dla mnie jesteś nikim. Jesteś po prostu skończony- warknąłem i odwracając się na pięcie wróciłem do drzwi. Pociągnąłem za klamkę i ku memu zdziwieniu, drzwi się otworzyły. Wszedłem do środka i zobaczyłem Louisa, stojącego kilka kroków od wejścia.
-Nie musiałeś tego robić- mruknął cicho, patrząc na mnie ze smutkiem.
-Oczywiście, że musiałem. Jesteś moim przyjacielem, a Harry zachował się jak sukinsyn. Jesteś nam potrzebny Tommo, cholernie bardzo potrzebny. Zespół bez ciebie to już nie One Direction, to tylko czworo chłopaków. Ty robisz z nas całość- powiedziałem szczerze i zachwiałem się, kiedy Louis wpadł w moje ramiona. Przytuliłem go mocno, śmiejąc się lekko i poczułem łzy, skapujące na moją koszulkę, wypływające z jego oczu.
-To się wymknęło spod kontroli Zayn- szepnął, pociągając nosem. Odsunąłem go od siebie na wyciągnięcie ramion, a moim oczom ukazał się załamany, młody chłopak. Nie Louis Tomlinson.
-Co masz na myśli?
-Ta cała sprawa z Alison. Straciłem najlepszego przyjaciela, bo byłem zbyt uparty, żeby dopuścić do siebie myśl, że moja była już mnie nie kocha. To dlatego teraz się nienawidzimy i dlatego dochodzi do takich sytuacji. To wszystko przeze mnie.
                Nie wiedziałem, co powinienem mu odpowiedzieć. Jako odpowiedź potraktowałem ponowne przyciągnięcie go do mocnego, przyjacielskiego uścisku i marne „wszystko się ułoży”, wyszeptane do ucha.

sobota, 30 marca 2013

Rozdział 2.

Wesołych świąt kochani!
Przepraszam za absurdalną ilość dialogów.
@maxsdream
***
2 maja 2012 roku.

                Zduszony okrzyk wyrwał się z ust dziewczyny stojącej naprzeciw mnie. Brunetka kilka razy zamrugała oczami, a jej spojrzenie mówiło, że nie bierze mnie na poważnie.
-Jak to nie zajmiesz się dzisiaj Rose?- ton jej głosu wskazywał na całkowite zaskoczenie.
-Normalnie. Umówiłem się na randkę, więc nie mogę się nią dziś zająć- powtórzyłem znudzony, wygodniej rozkładając się na kanapie. Stojąca nade mną Alison fuknęła zniecierpliwiona, wywracając oczami.
-Ty umówiłeś się na randkę? Z kim? Jakim cudem?- wypowiedź dziewczyny przesiąkała ironią.
-Oh, no zobacz, jakoś tak wyszło. Wiesz, tysiące, jeżeli nie miliony osób, dałoby się pokroić o kolację ze mną- uśmiechnąłem się wrednie.
-Myślałam, że…- Aly zacięła się w połowie zdania, a wyraz jej twarzy drastycznie się zmienił.
-Co myślałaś? Że całe życie będę czekać, aż uświadomisz sobie, że mnie kochasz i chcesz ze mną być? Że spokojnie będę patrzył, jak ty korzystasz z życia z Harrym, a ja siedzę w domu z Rose? No cóż, myliłaś się.
-Myślałam, że Rose jest dla ciebie najważniejsza!- wykrzyknęła obronnym tonem.
-No popatrz, też tak myślałem, w stosunku do ciebie. Ale chyba się myliłem, co? Harry zajął jej pozycję?- wiedziałem, że zachowuję się idiotycznie, ale nie mogłem się powstrzymać.
-Jak śmiesz!- wydusiła zaskoczona moimi słowami.
-Nie będziesz całe życie mnie raniła, Alison. Ten czas już się skończył, ja zaczynam nowy etap. Tkwij w swoim przekonaniu o byciu centrum wszechświata dalej, tylko wiesz co? Może boleć, jak się obudzisz i zobaczysz, co się dzieje naprawdę- podniosłem się z kanapy i ruszyłem w stronę drzwi.
-Nie znałam cię takiego Louis- głos dziewczyny załamał się w połowie zdania. Spojrzałem na nią zdezorientowany, a widząc łzy w jej oczach, pokręciłem z zażenowaniem głową.
-Proszę cię, nie próbuj teraz sztuczki z płaczem i wyrzutami sumienia. Sama na to zapracowałaś, idź do Harry’ego, może on cię pocieszy- otworzyłem drzwi i ruchem głowy wskazałem jej, że powinna już wyjść.
-Kiedy to się stało?- spytała cicho i mało precyzyjnie, jednak domyśliłem się, o co jej chodzi.
-Mniej więcej wtedy, kiedy zostałaś zabawką Stylesa- odpowiedziałem i zamknąłem za nią drzwi, nie czekając na odpowiedź.

***

                Złość, żal i zdezorientowanie roznosiły mnie od środka. Chodziłam w tą i z powrotem po sypialni Harry’ego i nie potrafiłam się uspokoić. Chłopak siedział na łóżku z laptopem na kolanach i kompletnie mnie ignorował, co również nie poprawiało mojego stanu psychicznego.
-No powiedz coś, do cholery!- wydarłam się po kilku minutach bycia ignorowaną. Harry podniósł wzrok znad ekranu, marszcząc czoło w niezrozumieniu.
-O co konkretnie jesteś wkurzona?- powiedział powoli, odkładając laptopa na szafkę stojącą przy łóżku.
-O Louisa! On się umówił na randkę, rozumiesz to? I przez to ja muszę opiekować się Rose dziś wieczorem, ygh- zakończyłam wypowiedź niezrozumiałym dźwiękiem, nie przestając krążyć po sypialni.
-Tomlinson umówił się na randkę? Z kim?- chłopaka wyglądał na szczerze zdziwionego.
-Nie mam pojęcia, nie powiedział mi- warknęłam.
- No proszę, myślałem, że tak szybko nie odpuści- parsknął ochrypłym śmiechem, na co wywróciłam oczami.
-Co cię tak bawi? Nici z naszego wyjścia dziś wieczorem, jeżeli jestem uziemiona z Rose- syknęłam, stając naprzeciwko chłopaka i piorunując go spojrzeniem.
-Wciśniesz ją Liamowi albo Niallowi i tyle- Harry wzruszył ramionami i przesunął się na łóżku tak, żeby być na równi ze mną. Swoimi dużymi dłońmi chwycił moje biodra i mruknął- mam ciekawy pomysł na zajęcie twoich myśli przez najbliższe minuty, co ty na to?
-Jesteś idiotą- zaśmiałam się, jednak pozwoliłam mu na pociągnięcie mnie na łóżko i przygniecenie ciężarem jego ciała.
-I to cię we mnie tak pociąga, co?- wychrypiał, sunąc swoimi ustami po mojej szyi.
-Tak, to też- potwierdziłam, chwytając między palce kręcone włosy chłopaka i łącząc nasze usta w mocnym pocałunku.

***

-Było… było bardzo miło- głos brunetki przełamał ciszę panującą w taksówce. Spojrzałem na jej twarz, ledwie widoczną w ciemnościach panujących w samochodzie i uśmiechnąłem się lekko.
-Dawno się tak dobrze nie bawiłem, Eleanor- powiedziałem szczerze, nie spuszczając wzroku z rozjaśnionej uśmiechem twarzy dziewczyny.
-Powtórzymy to jeszcze?- spytała cicho.
-Mam taką nadzieję. Jeżeli nie tu, w USA, to w Londynie- obiecałem radośnie. Taksówka zatrzymała się pod hotelem Eleanor, więc wysiadłem z samochodu i otworzyłem jej drzwi. Dziewczyna zatrzymała się kilka kroków od auta i spojrzała na mnie, poprawiając nerwowo włosy.
-Ym.. Do zobaczenia, Louis- pomachała delikatnie dłonią, z niepewnym uśmiechem na twarzy.
-Do zobaczenia, Eleanor- powtórzyłem nieco głośniej. Brunetka odwróciła się i powoli ruszyła w stronę wejścia do hotelu. Gdy była przed samymi drzwiami potrząsnąłem włosami, otrzeźwiając się i zawołałem- El!
                Dziewczyna słysząc wołanie odwróciła się i ze zdezorientowaniem patrzyła na mnie, gdy szybkim krokiem pokonałem dzielący nas dystans. Chwyciłem jej twarz w dłonie i delikatnie musnąłem jej usta.
-Do zobaczenia, Eleanor- mruknąłem cicho i nie czekając na odpowiedź, wróciłem do taksówki, która zawiozła mnie do hotelu.
                Przesuwając kartą po czytniku, wpuszczającym mnie do pokoju podświadomie czułem, że coś jest nie tak. Gdy tylko drzwi się odblokowały, wiedziałem już co.
                Na kanapie spał Niall z również śpiącą Rose na swoim brzuchu i zupełnie nie przeszkadzało im to, że telewizor buczał przy ich głowach. Podszedłem do nich, wyłączyłem telewizor i delikatnie wyjąłem Rose z objęć chłopaka, starając się jej nie obudzić. Włożyłem dziewczynkę do kojca i wróciłem do Irlandczyka, lekko go szturchając. Natychmiast się obudził, ze zdezorientowaniem podrywając do pozycji siedzącej. Gdy zobaczył, że to tylko ja, odetchnął głośno i odezwał się:
-Zawału prawie dostałem!
-Zamknij się, Rose śpi- syknąłem, wskazując na stojący w rogu pokoju kojec. –Gdzie jest Alison i czemu ty zajmujesz się małą?
-Tak jakby to jest ze sobą powiązane, więc odpowiem ci jednym zdaniem okej? Będzie szybciej i w ogóle- paplał bez ładu i składu, irytując mnie coraz bardziej.
-Gdzie. Jest. Alison. –powtórzyłem powoli, robiąc charakterystyczną przerwę pomiędzy wyrazami.
-Na imprezie z Harrym- powiedział szybko, nie chcąc prowokować mojego narastającego zirytowania.
-Poszła na imprezę ze Stylesem, a tobie wcisnęła Rose? Czy ona jest nie poważna?!- podniosłem głos, za co dostałem cios w ramię.
-Rose śpi, cicho- przypomniał mi Niall, na co westchnąłem głośno i opadłem na kanapę. –Uspokój się, jutro z nią pogadasz, a dla mnie to nie był żaden problem, serio.
-Ona jest jej matką i mogłaby chociaż raz na jakiś cholerny czas się nią opiekować- warknąłem, olewając jego rady.
-Wiem Lou, wiem. Ale i tak nie warto się denerwować- z niepewnym uśmiechem poklepał mnie po ramieniu.- Idę do siebie, do zobaczenia rano.
-Dziękuję Niall- powiedziałem i odprowadziłem go spojrzeniem do drzwi.
                Nie miałem siły, żeby zawracać sobie głowę myciem się czy rozbieraniem. Położyłem się na kanapie i zasypiając obiecałem sobie, że przy najbliższej okazji Alison poniesie konsekwencje.