wtorek, 30 kwietnia 2013

Rozdział 6.

Wybaczcie, ale to jest jakieś gówno…
@maxsdream
***
10 maja 2012 roku.

                Światło wypełniające pokój skutecznie wybudziło mnie ze snu. Przeciągnęłam się i otworzyłam oczy, prawie natychmiast chowając twarz w poduszce. Jęknęłam w materiał, czując jak moja głowa boleśnie pulsuje. Usłyszałam ciche prychnięcie i powoli zwróciłam głowę w stronę, z której dochodziło.
                Zielonooki brunet patrzył na mnie, podparty na łokciu z cwaniackim uśmiechem na ustach. Jego uśmieszek poszerzył się, gdy zorientował się, że go zauważyłam.
-Witaj kotku, jak się czujesz?- jego głos zupełnie nie zdradzał tego, że jest po całonocnej imprezie, nadal będąc cudownie zachrypniętym i głębokim.
-Boli- wychrypiałam i natychmiast poczułam, że robi mi się nie dobrze.
-To normalne po pierwszym wzięciu- zaśmiał się lekko, przesuwając opuszkami palców po moich nagich plecach.
-Jak znaleźliśmy się z powrotem w hotelu?- spytałam, niepewnie podnosząc się na rękach i opierając plecami o ramę łóżka.
-Nie pamiętasz? Nick nas przywiózł.
-Pamiętam, że spotkaliśmy Eda i… dalej nie pamiętam- jęknęłam bezsilnie.
-Wzięłaś za dużo jak na pierwszy raz, pewnie dlatego- Harry próbował być poważny, jednak pod koniec zdania się roześmiał.
-To nie jest śmieszne, naprawdę źle się czuję. Idę pod prysznic- mruknęłam i owinięta pościelą skierowałam się do łazienki.
                Długi prysznic nieco mnie rozbudził, jednak nadal pozostawałam daleko od doskonałości. Gdy opuściłam łazienkę Harry’ego nie było już w łóżku, więc chwyciłam tylko leżący na szafce telefon i ruszyłam do salonu, z którego dochodziły odgłosy włączonego telewizora. Brunet całkowicie mnie zignorował, nie odrywając nawet wzroku od ekranu. Prychnęłam głośno i sugestywnie przemaszerowałam przed kanapą, zasłaniając mu telewizor.
-Mogłabyś się przesunąć? Oglądam- syknął, patrząc na mnie ze złością.
-Reality show jest ważniejsze od dziewczyny?- wydusiłam z niedowierzaniem.
-Nie musimy ciągle być razem. Zresztą, Pan Natrętny dzwonił i kazał ci przekazać, że masz przyjść po swoją córkę- warknął i przesunął się tak, żeby mieć lepszy widok na ekran. Spojrzałam na niego zaskoczona.
-Harry, czy ty siebie słyszysz? Rose jest moją córką, więc mógłbyś odnosić się do niej trochę milej, nie sądzisz?
-Jest twoją córką, nie moją i ja nie mam wobec niej żadnych zobowiązań. Skończmy tą bezsensowną dyskusję, wiesz co o tym sądzę- odpowiedział i zwiększył głośność telewizora.
-Super. Świetnie- mruknęłam i wiedząc, że nie otrzymam odpowiedzi wyszłam z pokoju, zatrzaskując za sobą drzwi.

***

                Zaśmiałem się głośno, obserwując jak moja córeczka i dziewczyna siedzą na dywanie i z zapałem bawią się zabawkami Rose. Dziewczynka od kilku minut piskliwym głosikiem próbowała przekonać Eleanor, że brązowy miś jest lepszy od białego, tak zaciekle, że jej pulchna twarzyczka nabrała rumieńców. El ze śmiechem uparcie twierdziła, że biały miś ma ładniejsze uszka, a ja wciąż nie mogłem uwierzyć, że ułożyłem sobie życie bez Alison.
                Eleanor była ideałem. Miła, pogodna i roześmiana. Tak szybko wpasowała się w moje życie, że czasami wydawało mi się, jakby była w nim od zawsze. Dziewczyna bez żadnego problemu zaakceptowała Rose, traktując ją jak własną córką i robiąc wszystko, żeby była szczęśliwa. Mój szkrab polubił ją prawie natychmiast, włączając do grona swoich ulubieńców, z którymi chętnie spędzała czas. El po prostu pasowała do mojego świata i za nic w świecie nie chciałbym jej stracić.
                Obserwowanie powodów mojego szczęścia zostało przerwane przez głośne pukanie do drzwi. Podniosłem się i rzucając lekki uśmiech w stronę swojej dziewczyny, poszedłem je otworzyć. Gdy tylko to zrobiłem , w mojej głowie pojawiła się ironiczna myśl, że zawsze jak jest dobrze, to pojawia się jedna, konkretna osoba.
-Alison, miło cię widzieć. Udało ci się wyrwać od twojego pana?- zironizowałem, wpuszczając brunetkę do środka.
-Słucham? Jakiego pana do cholery?- spytała, nie rozumiejąc.
-Oh, nie widziałaś jeszcze najnowszego hitu Internetu?
-O czym ty mówisz Louis?- dziewczyna była coraz bardziej zagubiona. Wyciągnąłem telefon z kieszeni i pokazałem jej zdjęcie, które kilkadziesiąt minut temu wstawił Styles. Na zdjęciu była śpiąca Alison z podpisem „jesteś moja, na zawsze!”.
-Dosyć sugestywne, prawda?- prychnąłem, chowając telefon. Brunetka spojrzała na mnie, a jej twarz po raz pierwszy od bardzo dawna wyrażała nie obojętność, a czysty smutek. Dziewczyna wyglądała na... pokonaną?
-Nie widziałam tego zdjęcia. Przyszłam po Rose, mogę ją wziąć?- spytała, unikając patrzenia mi w oczy. Poczułem, że zaczyna mi się robić jej szkoda.
-Chcesz pogadać?- zaproponowałem, przygryzając wargę.
-A ty chcesz ze mną rozmawiać?- odpowiedziała cicho.
-Chcę. Chodź, Rose jest z Eleanor, pogadajmy- wskazałem ręką kuchnię, myśląc o przygotowaniu czegoś do picia.
-Nie wiem, czemu to robisz Louis- odezwała się Aly, opierając się o blat kuchenny, gdy przygotowywałem herbatę.
-Bo widzę, że coś cię gryzie, a nie jestem sukinsynem i jakieś współczucie w sobie mam. Mów, co się dzieje?
-Czuję się… przytłoczona. Nie zrozumiesz tego i nie wiem, po co ci to mówię, bo pewnie cieszysz się, że tak to się skończyło.
-Nie cieszę się z tego, że jesteś smutna, nie rób ze mnie chama- westchnąłem, stawiając przed nią kubek z mocną, czarną herbatą, a sobie biorąc tą z mlekiem. –Coś ze Stylesem?
-Pamiętasz, jaką herbatę lubię- Alison uśmiechnęła się lekko, patrząc na zawartość kubka. –Harry jest zaborczy okej? Wczoraj… wczoraj wzięłam ecstasy, my… Boże, to nie ważne. Nie chcę o tym z tobą rozmawiać, sama sobie poradzę.
-Jeżeli on robi ci krzywdę, to wiesz, że zawsze ci pomogę? Niezależnie od sytuacji, Aly- przestraszyłem się nieco, widząc zdenerwowanie dziewczyny.
-Harry nigdy mnie nie zranił. Jest dla mnie dobry, nie masz się czym przejmować- mruknęła, odstawiając kubek z powrotem na blat. –Daj mi Rose.
-Nie tknęłaś herbaty.
-Nie mam na nią ochoty. Rose, Louis- powtórzyła natarczywie. Wzruszyłem ramionami i wzdychając głośno wróciłem do salonu, w którym Eleanor bawiła się z małą.
-Rose, zobacz kto przyszedł- zacząłem, próbując odciągnąć córkę od El, w której ramionach obecnie się znajdowała.
-Mama oddaj!- zapiszczała dziewczynka, wychylając się po zabawkę, którą Eleanor trzymała za plecami.
                W jednym momencie wszystko ucichło. Za moimi plecami Alison głośno wciągnęła powietrze, Calder trzymająca Rose zesztywniała, a ja pierwszy raz od dawna nie wiedziałem, co zrobić. Nawet szkrab ucichł i schował się w szyi mojej dziewczyny.
-Cudownie!- zimny głos Aly przerwał niezręczną ciszę. –To już nawet jej matką zostałaś? Super.
-Rose się pomyliła, uspokój się- Eleanor próbowała opanować sytuację, podnosząc się z podłogi i stając przede mną i Alison.
-Wiesz, że nastawianie dziecka przeciwko mnie nic nie zmieni?- warknęła brunetka patrząc prosto na mnie.
-Nie nastawiam Rose przeciwko ciebie, o czym ty mówisz!
-A to co miało być? Przez przypadek powiedziała do twojej laski „mamo”?!
-Wciąż tu jestem- wtrąciła Eleanor. Spojrzałem na nią, niemo prosząc, żeby wyszła z małą z pokoju.
-Nigdy nie powiedziałem Rose, żeby mówiła do El „mamo”. Najwidoczniej zapomniała jak wyglądasz, jeżeli zaczęła odnosić się w tej sposób do mojej dziewczyny.
-Ależ oczywiście- parsknęła ironicznie Alison. –Jeżeli tak jej dobrze u was, to zajmijcie się nią dłużej, przypomniało mi się, że muszę coś zrobić.
                Nim zdążyłem odpowiedzieć dziewczyna znalazła się przy drzwiach i nie czekając na jakiekolwiek pożegnanie, opuściła mój apartament.

***

                Gwałtownie otworzyłam drzwi do pokoju mojego i Harry’ego, uderzając drzwiami o ścianę. Chłopak wciąż siedział przed telewizorem, a krew w moich żyłach wrzała. Nie zwracając na nic uwagi, wepchałam się na jego kolana i natychmiast przyssałam do jego ust. Harry na początku nieco zdezorientowany szybko zaczął oddawać pocałunek.
-Co jest?- wysapał pomiędzy pocałunkami, ściągając moją koszulkę.
-Chcę cię- odpowiedziałam, ponownie przywierając do jego warg. Wiedziałam, że to co robię jest nieodpowiedzialne i bezsensowne, ale musiałam wyładować złość. Potrzebowałam bliskości; potrzebowałam zapewnienia, że jednak komuś na mnie zależy.
                Dlatego nie opierałam się, kiedy Harry pozbył się reszty naszych ubrań i pokazał mi, że istnieją przyjemności, które mogę czerpać z życia, nie zawracając sobie głowy nadopiekuńczym Louisem i córką, która myli mnie z kimś innym.
                Gdy jakiś czas później siedziałam w łazience ze łzami w oczach i telefonem przy uchu zrozumiałam, że wszystko robię nie tak.
-Nicki? Potrzebuję pomocy.

piątek, 12 kwietnia 2013

Rozdział 5.

Na http://life-is-ending.blogspot.com/ pojawił się pierwszy rozdział, nie obrażę się, jeżeli wejdziecie i skomentujecie. ;)
Przypominam, że nasza umowa nadal obowiązuje. 
Pod koniec rozdziału znajduje się scena nie przeznaczona dla osób poniżej 16 roku życia.
@maxsdream
***
9 maja 2012 roku.

-Ed Sheeran i cudowne The a Team - to mogliśmy wysłuchać przed chwilą. W moim studiu nadal znajduje się najsławniejszy zespół tego stulecia, One Direction!- donośny głos Ryana Seacresta po raz kolejny rozbrzmiał w studiu nagraniowym radia.
                Prezenter zadawał pytanie za pytaniem, jak zawsze świetnie bawiąc się podczas wywiadu z nami, a ja czułem, że moje dłonie z każdą chwilą pocą się coraz bardziej. Zayn wysyłał mi nerwowe spojrzenia, wiedząc, co planuję zrobić już za chwilę i niemo prosząc, bym jeszcze raz to przemyślał. Ale ja już byłem pewny, nie było nad czym się zastanawiać. Teraz czekałem już tylko na odpowiedni moment.
                Najwyraźniej Bóg mi sprzyjał, bo już kilka pytań później Seacrest zainteresował się moim życiem prywatnym, co postanowiłem wykorzystać do spełnienia swojego „niecnego” planu.
-Louis, czy to prawda, że spotykasz się z Eleanor Calder?
-Prawda. Eleanor jest cudowna, miałem ogromne szczęście, że się mną zainteresowała- odpowiedziałem z uśmiechem, ściskając mocno dłonie w pięści.
-Jesteście oficjalnie razem?
-Nie ustaliliśmy jeszcze dokładnie poziomu naszych relacji, jeżeli można to tak nazwać- roześmiałem się lekko, po czym szybko dodałem- tym bardziej, że na pierwszym miejscu w moim życiu stoi córka.
                Huk, atak kaszlu i pięć par oczu utkwionych we mnie.
-Córka?- wykrztusił Ryan, próbując zapanować nad sytuacją. Harry patrzył na mnie wzrokiem, który mówił mi, że zginę gdy tylko wyjdziemy ze studia, Niall wciąż kasłał po prawdopodobnym zakrztuszeniu się swoją wodą, a Liam w szoku utkwił swoje spojrzenie na kubku, który rozbił się o podłogę. Tylko Zayn zacisnął usta i niemo zapewniał mnie, że jest ze mną.
-Rose Walker jest moją córką. Moją i Alison- powiedziałem poważnie, jednak w ostatnim momencie mój głos zadrżał.
-Alison? Dziewczyny Harry’ego?- powtórzył w szoku prezenter, przerzucając swoje spojrzenie ze mnie na Harry’ego i z powrotem.
-Alison, dziewczyny Harry’ego- potwierdziłem i czując na ramieniu rękę Zayna, lekko się rozluźniłem. – Rose jest moją córką i stwierdziłem, że już dłużej nie mogę okłamywać świat na jej temat.
-To, oh.. sądzę, że zaskoczyłeś miliony ludzi.
-Sądzę, że nawet wszystkich, którzy kiedykolwiek słyszeli o One Direction- zaśmiał się nerwowo Liam, włączając się do rozmowy.
-Taaak. Właśnie dostałem wiadomość, że słucha nas cztery miliony ludzi, a Twitter został opanowany przez twojego newsa.
-Nie często zdarza się taka bomba, nie?- syknął ironicznie Styles, mrożąc mnie wzrokiem.
-Oh tak, nie często- potwierdził Seacrest. –Niestety goni nas czas i nadeszła pora na poranne wiadomości o dziewiątej. Moim dzisiejszym gościem był zespół One Direction, a już jutro usłyszymy przepiękny głos Rity Ory!- mężczyzna zakończył swoją audycję i ściągnął z uszu słuchawki.
                Odetchnąłem głęboko, bo chociaż wyrzuciłem z siebie to, co ciążyło mi już od dawna, to wiedziałem, że najgorsze dopiero przede mną.

***

                Radosny śmiech roznosił się po hotelowym pokoju, gdy lekko łaskotałem swoją córeczkę. Zaróżowione policzki Rose i coraz mocniejsze wierzgania oznaczały, że dziewczynka już długo nie wytrzyma, więc przestałem ją łaskotać i posadziłem na swoich kolanach, przytulając do siebie. Niebieskie oczka spojrzały na mnie z radością, a gdy cmoknąłem malutki nosek, dziewczynka zmarszczyła go i schowała się w moich ramionach.
-Psieśtań tati- ciche słowa wydobyły się gdzieś zza mojej szyi.
-Już przestaję skarbie- pogłaskałem delikatnie plecki córki, która powoli uspokajała swój oddech. Po chwili odsunęła się i spojrzała na mnie, marszcząc czoło.
-Gdzie mama?
-Mama jest z wujkiem Harrym-odpowiedziałem czując, że moja mina drastycznie się zmieniła.
-Haji ma loki- zapiszczała dziewczynka, podskakując na moich kolanach.
-Harry ma loki- potwierdziłem z wymuszonym uśmiechem, bawiąc się blond włoskami córki, która ponownie wtuliła się w moje ciało.
                Chwilę sielankowej ciszy przerwał huk drzwi uderzających o ścianę i gwałtowne wejście Alison.  Alison, która wyglądała na co najmniej wściekłą.
-Czy ty wiesz, co do chuja zrobiłeś?!- wydarła się, a Rose ułożona w moich ramionach odsunęła się gwałtownie. Syknąłem głośno, patrząc znacząco na córkę.
-Nie przeklinaj przy dziecku.
-Gówno mnie obchodzi, czy coś usłyszy! Czy ciebie już do końca popierdoliło?! Po co mówiłeś, że jest twoją córką?!- krzyczała dalej, a mały szkrab wiercił się coraz bardziej, ukazując swoje zdenerwowanie. Zignorowałem Alison i z Rose na rękach poszedłem do swojego pokoju, gdzie ułożyłem ją w łóżeczku z zabawkami i poprosiłem, żeby chwilkę pobawiła się sama. Wróciłem do dziewczyny, która wciąż stała z wrogą miną w salonie.
-Wczoraj poinformowałem cię o tym, że to zrobię, zapomniałaś? Dotrzymuję obietnicy- wzruszyłem ramionami, wracając na kanapę i rozsiadając się wygodnie.
-Oh fantastycznie, ale pomyślałeś o tym, jak zareagują na to fanki? Wyszłam z hotelu i usłyszałam, że jestem puszczalską dziwką, która naciąga cię na bachora, a pieprzy się z Harrym! Nie chcę nawet wspominać o swoim Twitterze!- brunetka utrzymywała swój głośny ton głosu, na co wywróciłem oczami.
-Nie spodziewałaś się tego? Fanki są fankami, pogadają trochę i przestaną, nie ma się czym przejmować. A jeżeli jakoś strasznie to przeżywasz, to idź do Stylesa, on coś poradzi- warknąłem, a Aly spojrzała na mnie zaskoczona.
-Zmieniłeś się, Louis- powiedziała już normalnym tonem głosu, nadal trochę zdezorientowana.
-Ludzie się zmieniają, Aly, i ty jesteś tego najlepszym przykładem. Jeżeli już sobie wszystko wyjaśniliśmy, to wracam do zabawy z NASZĄ córką. Cześć- pomachałem dłonią przed twarzą dziewczyny i poszedłem do swojej sypialni, w której bawiła się Rose.
                Nie dopuszczę do tego, żebym kiedykolwiek jeszcze  przez nią cierpiał.  Nie dopuszczę do tego, żeby przez głupie zachowanie matki cierpiała Rose.

***

                Oślepiające, fluorescencyjne światła, głośna, klubowa muzyka i litry alkoholu. Podświadomość mówiła mi, że robię źle i mogę tego żałować, ale musiałam odreagować cały stres.
                Ręce Harry’ego tak bardzo pasowały do moich bioder, prowadząc nasze ciała w rytmie muzyki i ocierając je o siebie.  Mokre usta chłopaka muskały moją szyję, co chwila przygryzaną przez jego zęby. Czułam się oszołomiona przez bodźce wysyłane do mojego ciała, a alkohol przepływał przez moje żyły, powodując szum w głowie i rozmazany obraz. Nie liczyło się to, że muzyka jest szybka i energiczna, a my praktycznie bujamy się w miejscu. Liczyło się to, że byłam tam z Harrym. Harrym, który mnie dotykał i który szeptał mi do ucha, jak cudowna jestem. To dawało mi szczęście.
-Może kolejna kolejka?- ochrypły głos chłopaka zmusił mnie do otwarcia oczu i spojrzenia na jego twarz. Zamglone oczy i szeroki uśmiech. Oh tak, Harry też zdecydowanie był pijany.
-To dobry pomysł- zaśmiałam się i już po chwili ciągnięta byłam za rękę w stronę baru.
-Styles, tutaj!- krzyk siedzącego kilka miejsc dalej mężczyzny zmusił nas do zmiany miejsca. Czułam, że skądś kojarzę tą twarz, ale nie mogłam połączyć jej z nazwiskiem.
-Aly, to mój przyjaciel, Nick Grimshaw- wychrypiał Harry, przedstawiając mi mężczyznę, który wyciągnął dłoń w moją stronę. Z uśmiechem ją uścisnęłam, a mój uśmiech poszerzył się jeszcze bardziej, gdy usłyszałam- Nick, to Aly Walker, miłość mojego życia- a moje usta zostały połączone z wargami Harry’ego.
                Oderwałam się od niego z cichym mlaśnięciem i zaśmiałam się głośno. Barman przyniósł nasze drinki, które szybko wypiliśmy, zamawiając następne.
-Jesteś sam?- spytał lokowaty przyjaciela, ponownie kładąc dłonie na moje biodra i przyciągając mnie do siebie.
-Nie, z Sheeranem. Ale on gdzieś zniknął zaraz po przyjściu.
-Sam czy z kimś?- Harry uśmiechnął się wymownie, zadając pytanie.
-Raczej z czymś- zaśmiał się Grimshaw, a chwilę później dołączył do niego mój chłopak. Zmarszczyłam czoło, nie wiedząc o czym mówią. Harry zauważył moje zdezorientowanie, bo odezwał się:
-Mówimy o ecstasy, kochanie.
-Ed bierze?- byłam coraz bardziej zdezorientowana. Sheerana poznałam jakiś czas wcześniej i nie wyglądał mi na narkomana.
-W tym świecie każdy bierze- wycedził z politowaniem Nick, a Harry zachichotał ochryple. Spojrzałam na niego uważnie.
-Ty też bierzesz?
-Jasne- Hazza wzruszył ramionami, kładąc rękę na dole moich pleców i nachylając się nad moim uchem.- Jak chcesz spróbować, to chodź.
                Zadrżałam, czując jego oddech na swojej szyi, ale też pewny rodzaj podniecenia. Energicznie potrząsnęłam głową, dając chłopakowi znak, że chcę spróbować.

***

Uśmiechnąłem się cwaniacko widząc, jak Alison szybko zgodziła się na moją propozycję. Splotłem nasze palce razem i pociągnąłem ją w stronę łazienek, drugą ręką upewniając się, że w mojej kieszeni nadal są magiczne tabletki. Po przeciśnięciu się przez setki ocierających się o siebie ciał, mocnym ruchem pchnąłem drzwi męskiej łazienki i wszedłem do niej razem z dziewczyną. Oparłem ją o blat z umywalkami i przyssałem się do jej ust. Z zapałem oddawała mój pocałunek, widziałem, że nie do końca panowała nad swoim ciałem. Odsunąłem ją od siebie i wyjąłem z kieszeni kilka kolorowych tabletek. Wyciągnąłem rękę w stronę dziewczyny, a gdy się zawahała, sam podałem jej dwie, pozostałe trzy pigułki sprawnym ruchem umieszczając na języku i połykając. Spojrzałem wymownie na Alison, dając jej do zrozumienia, że powinna zrobić to samo i uśmiechając się, gdy narkotyk dostał się do jej organizmu.
Widząc, że chce coś powiedzieć złączyłem nasze wargi w mocnym pocałunku, nie dając jej dojść do słowa. Moje ręce wędrowały po jej ciele, gdy dziewczyna niepewnie oddawała pocałunek. Sprawnym ruchem przysunąłem ją bliżej siebie, czując, że jestem coraz bardziej podniecony. Alison trzymała mnie ostatnio na dystans, do czego nie byłem przyzwyczajony i wiedziałem, że nie wytrzymam w celibacie kolejnej nocy. Złapałem ją pod pośladkami i podniosłem, zmuszając do oplecenia nogami moich bioder. Składając pocałunki na jej szyi skierowałem się w stronę kabin, otwierając drzwi do jednej z nich i przesuwając zasuwkę, gdy tylko znaleźliśmy się w środku. Oparłem Alison o ścianę, zdejmując jej bluzkę i przesuwając dłońmi po płaskim brzuchu i widocznych żebrach, na co zadrżała, przygryzając mój obojczyk, do którego była przyssana. Jęknąłem głośno, czując jej język na swojej szyi, gdy odpinała guziki mojej koszuli. Z pasją obserwowałem, jak twarz dziewczyny wyraża niczym nie zmącone podniecenie i pożądanie. Rozpięła rozporek moich spodni i spojrzeniem dała mi znak, żebym je ściągnął, w międzyczasie zdejmując swoje rurki. Już po chwili byliśmy nadzy i spragnieni swojej bliskości. Nogi Aly oplotły moje biodra, a z moich ust wyrwał się głośny jęk, gdy nasze ciała znalazły się najbliższym z możliwych kontaktów. Nie potrafiłem zmusić się do bycia delikatnym i spokojnym, widziałem zresztą, że brunetka oczekiwała czegoś zupełnie innego. Nasze ciała poruszały się w zgodnym rytmie, a klubową łazienkę wypełniały głośne jęki przepełnione pożądaniem. Długie paznokcie drapały moje plecy, zostawiając zapewne czerwone i bolące ślady, jednak nie obchodziło mnie to.
Liczyło się tylko to, by być jak najbliżej i jak najmocniej poczuć tą upajającą bliskość. Bliskość osoby, która znaczyła dla mnie bardzo dużo. 

piątek, 5 kwietnia 2013

Rozdział 4.

Krótki, jednak wiele wnoszący do całości.
Postanowiłam rozpocząć kolejne opowiadanie na które zapraszam: http://life-is-ending.blogspot.com/.
Dziękuję Maddi za nagłówek! :) 
@maxsdream
***
8 maja 2012 roku.

                Zsynchronizowany, dopracowany ukłon. Ogłuszający pisk i wrzask, tysiące twarzy wyrażających uwielbienie i całkowite oddanie. Duszący dym puszczony na scenę i jaskrawe, rażące światła.
                Kolejny koncert dobiegł końca.
-Dobra robota, stary- poczułem klepnięcie w ramię i usłyszałem głos Liama, gdy sięgałem z torby świeże ubrania. Posłałem mu słaby uśmiech i mijając się w drzwiach z Harrym, wyszedłem z garderoby, kierując się pod prysznic.
                Byłem wykończony, zarówno fizycznie jak i psychicznie. Dzisiejszym koncertem zakończyliśmy nasz pobyt w Nowym Jorku. Pobyt, który z wiadomych przyczyn był dla mnie wyjątkowo nieudany.
                Od pamiętnego wywiadu minęło pięć dni, a pomimo tego wciąż pamiętałem słowa Harry’ego i jego spojrzenie, skierowane do mnie. Bolało mnie to, że tymi słowami potwierdził koniec naszej przyjaźni. Wciąż jak idiota łudziłem się, że się uda i razem przetrwamy ten kryzys. Nie udało się.
                Oczywiście, kilka godzin po wywiadzie mieliśmy już spotkanie z managamentem, który ograniczył się tylko do zwrócenia uwagi Harry’emu i rozkazu: „macie udawać najlepszych przyjaciół, nawet jeżeli nimi już nie jesteście”, skwitowanego przez Stylesa krótkim śmiechem i zapewnieniem, że tak się stanie.
                I oh, trzymał się tego zapewnienia. Jeszcze podczas trwania naszego spotkania z zarządem umieścił na Twitterze wpis, mówiący, że tylko żartował i wciąż się przyjaźnimy. A potem… potem było już tylko gorzej. Nie opuszczał mnie na krok, wciąż żartował i coś do mnie mówił, udając najlepszego przyjaciela. Oczywiście, było tak tylko przy osobach spoza zespołu. Gdy tylko zostawaliśmy sami stawał się takim sukinsynem jak zawsze i całą swoją osobą utrudniał mi życie.
                Jedynym plusem była Eleanor, z którą zacząłem się regularnie spotykać. Nasze relacje się rozwijały, a gdy spędzałem z nią czas, czułem się naprawdę szczęśliwy. Cieszyło mnie również to, że pomimo obecności Rose na jednej z naszych randek, Eleanor nie przejęła się tym i natychmiast sprawiła, że moja córka ją polubiła. Patrząc z perspektywy czasu byłem wdzięczy Zaynowi, że namówił mnie na poznanie El.
                Potrząsając mokrymi włosami wyszedłem spod prysznica i założyłem świeże ubrania. Nie chciałem wracać do garderoby i słuchać wesołej paplaniny chłopaków, więc od razu skierowałem się do tourbusa. Przed koncertem wymeldowaliśmy się z hotelu i już za chwilę mieliśmy wyjechać do Detroit. Nie zwracając uwagi na fanki, czekające przed halą, szybko wszedłem do podstawionego autobusu i kiwając głową kierowcy, rzuciłem torbę i zająłem swoje łóżko.
                Dopiero po chwili zorientowałem się, że nie byłem sam.

***

-Louis?- niepewnie zwróciłam się do chłopaka, leżącego na łóżku naprzeciwko. Zaskoczony moją obecnością podniósł się nerwowo, wypuszczając głośno powietrze, gdy nasze spojrzenia się spotkały.
-Co ty tu robisz?
-Przyszłam tu po koncercie, bo Rose zrobiła się śpiąca- odpowiedziałam, wskazując na śpiącą na łóżku córkę. Zapadła niezręczna cisza, a tego nie chciałam.- Porozmawiamy?
-A mamy o czym?
-Tak sądzę- wzruszyłam ramionami.
-Więc rozmawiajmy- westchnął, ponownie opadając na łóżko i kładąc głowę na ramionach.
-Chodzi mi o to, co jest między nami- zaczęłam powoli, dokładnie dobierając słowa.
-Nic między nami nie ma- warknął, patrząc na mnie wściekłym wzrokiem.
-Miałam na myśl napiętą atmosferę- syknęłam, po chwili orientując się, że mam zaciśnięte pięści. A miało być spokojnie.
-Nie sądzisz, że nie da się tego pozbyć?
-A nie sądzisz, że wypadałoby spróbować dla naszej córki?- odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
-No proszę, przypomniałaś sobie, że masz córkę- ironia wypływała z głosu Louisa, który półleżąc wpatrywał się we mnie, kiwając głową z uznaniem.
-Przestań. Nie rozumiesz tego, co się dzieje, a …
-Świetnie rozumiem. Zakochałaś się, Harry to wykorzystał i omotał cię wokół siebie i teraz wykonujesz jego polecenia. A to wyklucza posiadanie i zajmowanie się córką. Nie jest tak?
-Gówno wiesz, Tomlinson. Chciałam się z tobą pogodzić, ale chyba się nie da. Zanim zaczniesz mnie pouczać to spójrz na siebie- warknęłam zirytowana, prostując się.
-Co masz na myśli?- brwi chłopaka powędrowały do góry, gdy spojrzał na mnie z zaciekawieniem.
-To, że umawiasz się z najgorszą zdzirą spośród modelek. Sądzisz, że dajesz tym dobry przykład Rose?- wiedziałam, że przegięłam, kiedy Louis wstał z łóżka i stanął naprzeciwko mnie.
-Sądzę, że daję jej świetny przykład. I nie waż się nigdy więcej mówić tak o Eleanor- syknął głosem przesiąkniętym jadem.
-Ależ oczywiście, Eleanor jest najczystszą dziewicą, jaką kiedykolwiek spotkałam- prychnęłam, widząc jak twarz bruneta tężeje. –Rose będzie zachwycona, gdy zaczniesz przyprowadzać ją częściej do domu.
-Towarzystwo El wpłynie na nią lepiej niż twoje. Miałem z tym poczekać, ale w takiej sytuacji nie ma co zwlekać. W jutrzejszym wywiadzie przyznam, że Rose jest moją córką, a ja spotykam się z Eleanor- powiedział poważnie, zerkając na śpiącą dziewczynkę.
-Co?- spytałam z niedowierzaniem.
-Przyznam się, nie zwracając uwagi na to, co myśli o tym zarząd i jednocześnie zacznie się twój okres próbny. Jeden wyskok, a tracisz prawa do opieki.
-Mówiłam ci już, co o tym myślę- odpowiedziałam, czując, że robię się coraz bardziej zdenerwowana, a moje ręce zaczynają się trząść.
-A czy ja wspominałem, że nasi prawnicy potrafią zniszczyć człowieka? To twój wybór, Alison. Przegięłaś kilka razy za dużo, a ja nie zamierzam tego tolerować ani chwili dłużej. Ostateczna decyzja należy do ciebie.
-Jaka do cholery decyzja?
-Kogo wybierasz, Rose czy Harry’ego. Nie potrafisz ich połączyć, więc musisz zdecydować. Jak już podejmiesz decyzję, daj mi znać.
                Stałam zaskoczona, bezczynnie patrząc, jak Louis nie czekając na moją odpowiedzieć wychodzi, zostawiając mnie z ogromnym mętlikiem w głowie.

poniedziałek, 1 kwietnia 2013

Rozdział 3.

Będę smażyła się w piekle za ten głupi żart, prawda? :D
@maxsdream
***
3 maja 2012 roku.

Z moich ust wyrwało się przeciągłe jęknięcie, gdy końcówki przyjemnego snu znikały, poganiane przez natarczywe pukanie do drzwi. Powoli rozchyliłem powieki, jednak gdy do moich oczu dotarły rażące promienie słoneczne, przebijające się przez niedokładnie zasunięte zasłony, zanurkowałem pod pościelą. Po chwili zaczęło brakować mi powietrza, a głośne pukanie nie ustawało, więc ostrożnie wychyliłem się spod kołdry i starając się unikać nieprzyjemnego światła, zsunąłem z łóżka. Przeciągając się i głośno ziewając, opuściłem pokój.  Szurając za dużymi, hotelowymi kapciami powoli podszedłem do drzwi, otwierając je i wpuszczając do środka zirytowaną Aly.  Spojrzałem na nią zdezorientowany, unosząc brew.
-Co ty tu robisz?
-Przyszłam po Rose- odpowiedziała, jakby było to co najmniej oczywiste.
-Śpi, zresztą jak każdy człowiek o tej porze- syknąłem, patrząc na wiszący na ścianie zegar. 7:37. To jakiś żart.
-Wyśpi się w moim pokoju- fuknęła, wyciągając dziewczynkę z kojca.
-Chciałaś chyba powiedzieć „pokoju Harry’ego”- zadrwiłem, obserwując jak Rose zaczyna się wybudzać.
-Nie twój zasrany interes.  
-Ależ oczywiście, masz rację. Śpij sobie z kim chcesz, możesz nawet zostać zawodową prostytutką. Przypominam ci tylko, że masz dziecko- spoważniałem, natychmiast zmieniając ton.
-Nie dajesz mi o tym zapomnieć- warknęła, gdy w końcu udało jej się dobrze ułożyć Rose w swoich ramionach. Dziewczynka wyglądała, jakby miała się zaraz rozpłakać, a jej błękitne oczka zrobiły się większe i bardziej zaszklone. Alison nie zwracając na to uwagi szybkim krokiem ruszyła do wyjścia z mojego pokoju. W ostatniej chwili złapałem ją za nadgarstek i zmusiłem do spojrzenia na siebie.
-Jeżeli jeszcze raz zaniedbasz ją w jakikolwiek sposób, to obiecuję, że bez żadnych skrupułów pozbawię cię praw do opieki- powiedziałem, patrząc prosto w czarne oczy dziewczyny.
-Nigdy nie ośmielaj się mnie pouczać. To ciebie nie było przez ponad rok jej życia, nie mnie- wycedziła, wyrywając rękę z mojego uścisku.
Nim zdążyłem odpowiedzieć, drzwi głośno trzasnęły, oznajmując mi, że Alison już opuściła pokój. Wściekłość rozlała się po moim ciele, przejmując nad nim kontrolę, a pięść uderzyła w chropowatą ścianę. Syknąłem z bólu i przekląłem głośno, widząc, że z zaciśniętej dłoni zaczyna wypływać krew.

***

                Wywróciłem oczami, przyjmując na twarz czarujący uśmiech, gdy zobaczyłem czekających przed hotelem fanów. Kiedy tylko wyszedłem z hotelu moje uszy zaatakowały piski i krzyki, na co uśmiechnąłem się jeszcze szerzej. Uwielbiałem czuć się pożądanym przez miliony dziewczyn i adorowanym w każdym momencie swojego życia. Usłyszałem ciche „znowu” i ze śmiechem odwróciłem się w stronę idącego obok mnie Zayna. Malik najwidoczniej ostro wczoraj zabalował, bo miał podpuchnięte oczy i szarą ze zmęczenia twarz. Wyglądał jakby był blisko załamania i rozpłakania się, więc nachyliłem się do niego i rzucając krótkie „idź do samochodu”, odwróciłem w stronę fanek. Z czarującym uśmiechem, na widok którego mdlały fanki, zrobiłem sobie kilka zdjęć i podpisałem parę autografów. Ostatni raz machnąłem w kierunku dziewczyn i zanurkowałem w ciemnym i cichym wnętrzu samochodu.
                Zająłem swoje tradycyjne miejsce przy oknie i rozejrzałem się po wnętrzu samochodu. W środku byli już wszyscy, oprócz Louisa i Paula, naszego ochroniarza.
-Gdzie królowa dramatu?- spytałem, rzucając znaczące spojrzenie na miejsce obok mnie, gdzie zawsze siedział Tomlinson.
-Co?- spytał inteligentnie Niall, podnosząc wzrok z ekranu swojego iPhone’a.
-Gdzie jest Tommo?- powtórzyłem, wzdychając z ubolewaniem nad jego niedomyślnością.
-Nie wiem. Może coś go zatrzymało – Irlandczyk wzruszył ramionami i wrócił do robienia czegoś zapewne bardzo pasjonującego w telefonie.
-Zaraz fanki staranują ten samochód, mógłby ruszyć swoją wielką dupę- warknąłem po chwili.
-Haz, uspokój się. Co ci się stało?- Liam troskliwy ojciec Payne spojrzał na mnie z uwagą.
-Nic mi się nie stało, tylko zawsze musimy czekać na księżniczkę, która nie potrafi się na czas przygotować- warknąłem i po chwili usłyszałem ironiczne:
-Księżniczka już jest, możemy ruszać.
                Spojrzałem na rozsiadającego się właśnie na swoim miejscu chłopaka i zaśmiałem się głośno.
-Co ci się do cholery stało w rękę?
-A obchodzi cię to bo?- odpyskował, rzucając mi groźne spojrzenie.
-Boli od robienia sobie dobrze co? Tak zaszalałeś w nocy, że aż nadgarstek ci spuchł? Oj biedaczku- zadrwiłem. Szatyn spojrzał na mnie z niedowierzaniem, a siedzący naprzeciwko mnie Zayn ze świstem wciągnął powietrze.
-Jak śmiesz?!- podniósł głos, co dodatkowo mnie rozśmieszyło.
-Nie piszcz księżniczko, robisz się jeszcze bardziej damski- odpowiedziałem i po chwili syknąłem z bólu.-Idioto! Będę miał ślad!
-Z odciskiem mojej dłoni twoja twarz będzie ładniejsza- warknął i podniósł się, przesiadając się pomiędzy Nialla i Zayna.
-Poża…- zacząłem, jednak siedzący przy mnie Liam przerwał mi szybkim:
-Nie teraz, później to dokończycie.
Przytaknąłem mu, zdając sobie sprawę, że dwóch członków zespołu z poobijanymi twarzami mogłoby wyglądać podejrzenie w czasie udzielania wywiadu w programie śniadaniowym. Nie powstrzymało mnie to jednak od zabijania Tomlinsona spojrzeniem, podczas gdy masowałem swój obolały policzek. Uderzenie mimo wszystko miał mocne.

***

-Louis! – zawołałem, desperacko biegnąc korytarzem za przyjacielem.
Tomlinson nie oglądając się za siebie wpadł prosto do garderoby i zatrzasnął za sobą drzwi. Skrzywiłem się na echo trzasku i opierając się o drzwi, pomasowałem nasadę swojego nosa. Nie do końca wiedziałem, co powinienem teraz zrobić. Zmusić Louisa do otwarcia mi drzwi i uspokoić go, czy poczekać na Harry’ego i podarować mu obitą twarz, na którą zasługiwał? Odpowiedź nadeszła sama, gdy w zasięgu mojego wzroku pojawiły się postaci Nialla, Liama i właśnie Harry’ego.
-Co to do kurwy miało być?! – wrzeszczał Niall, popychając Stylesa na ścianę.
-Jak mogłeś powiedzieć coś takiego, Harry?  – długi palec Liama dźgnął klatkę piersiową lokowatego chłopaka.
-Boże Święty!- podniósł głos Harry, odpychając od siebie chłopaków.-To miał być żart, ale wy oczywiście wszystko bierzecie na poważnie.
-Żartem było powiedzenie w telewizji nadającej na żywo, że uważasz Louisa za niepotrzebnego w zespole? Popieprzyło cię Hazza?!- wydarł się Liam, a moje brwi powędrowały do górę w zdziwieniu. Liam nigdy, przenigdy nie przeklinał. Uważał to za niepotrzebne i niegrzeczne, zawsze wolał rozwiązywać problem na spokojnie.
-Chciałem wnieść trochę życia w ten wywiad. Sami przyznacie, że był zajebiście nudny- westchnął Styles, wywracając oczami. Słysząc to, nie wytrzymałem i gwałtownie odpychając się od drzwi podszedłem do chłopaka i uderzyłem go w twarz. Harry chwycił policzek z sykiem, a Niall i Liam złapali mnie za ramiona, odciągając na bezpieczną odległość. Duża czerwona plama wykwitła na policzku Harry’ego.
-Kurwa mać, teraz ty?!- wydarł się, nie zwracając uwagi na to, że znajdujemy się w miejscu publicznym.
-Jesteś pojebany Styles. To twój przyjaciel, a ty najpierw odbijasz mu dziewczynę, a teraz mówisz coś takiego. Dla mnie jesteś nikim. Jesteś po prostu skończony- warknąłem i odwracając się na pięcie wróciłem do drzwi. Pociągnąłem za klamkę i ku memu zdziwieniu, drzwi się otworzyły. Wszedłem do środka i zobaczyłem Louisa, stojącego kilka kroków od wejścia.
-Nie musiałeś tego robić- mruknął cicho, patrząc na mnie ze smutkiem.
-Oczywiście, że musiałem. Jesteś moim przyjacielem, a Harry zachował się jak sukinsyn. Jesteś nam potrzebny Tommo, cholernie bardzo potrzebny. Zespół bez ciebie to już nie One Direction, to tylko czworo chłopaków. Ty robisz z nas całość- powiedziałem szczerze i zachwiałem się, kiedy Louis wpadł w moje ramiona. Przytuliłem go mocno, śmiejąc się lekko i poczułem łzy, skapujące na moją koszulkę, wypływające z jego oczu.
-To się wymknęło spod kontroli Zayn- szepnął, pociągając nosem. Odsunąłem go od siebie na wyciągnięcie ramion, a moim oczom ukazał się załamany, młody chłopak. Nie Louis Tomlinson.
-Co masz na myśli?
-Ta cała sprawa z Alison. Straciłem najlepszego przyjaciela, bo byłem zbyt uparty, żeby dopuścić do siebie myśl, że moja była już mnie nie kocha. To dlatego teraz się nienawidzimy i dlatego dochodzi do takich sytuacji. To wszystko przeze mnie.
                Nie wiedziałem, co powinienem mu odpowiedzieć. Jako odpowiedź potraktowałem ponowne przyciągnięcie go do mocnego, przyjacielskiego uścisku i marne „wszystko się ułoży”, wyszeptane do ucha.