sobota, 11 maja 2013

Rozdział 10.

Ostrzeżenie: Jeżeli jesteś osobą wrażliwą, zaopatrz się w chusteczki.

***
31 maja 2015 roku.
-Louis? Louis chodź tu!- wydarłam się na całe gardło, próbując zlokalizować miejsce, w którym jest mój narzeczony. Byłam kłębkiem nerwów, chodząc w tą i z powrotem po naszym domu, kiedy dookoła kręciło się kilkanaście osób, zadających mi pytania, które powinny zadać dużo wcześniej, bo, do cholery, pytanie o kwiaty, które mają stać w kościele zadaje się chyba wcześniej, niż dzień przed ślubem?
                To będzie jedna, wielka porażka. Wszystko pójdzie nie tak.
-Wołałaś mnie?- usłyszałam ciche mruknięcie i poczułam, że ktoś obejmuje mnie od tyłu i całuje w odkryty fragment szyi.
-Louis, musimy jechać zobaczyć salę- odkręciłam się do chłopaka, wyglądającego w przeciwieństwie do mnie na całkowicie zrelaksowanego.
-Po co?
-Bo przed chwilą zadano mi pytanie, jakie kwiaty mają być w kościele! Za dwadzieścia godzin odbędzie się nasz ślub, a oni nie wiedzą takich rzeczy?!
-Kotku, uspokój się- Louis uspokajająco głaskał mnie po plecach.- Nawet jeżeli coś się nie uda, to i tak będziemy małżeństwem, dekoracja się nie liczy.
-Ugh wiem, ale chcę, żeby było perfekcyjnie, okej? Pojedziesz ze mną?- poprosiłam ponownie, wtulając się w ciało narzeczonego.
-Nie mogę, muszę pojechać po obrączki i garnitur. Mogę cię podwieźć, jeżeli chcesz- zaproponował z niepewną miną.
-Nie, jedź załatw swoje sprawy, pojadę sama. Jak już będziesz wolny to przyjedź do sali, na pewno tam będę- odpowiedziałam, czując lekki zawód.
-Za dwie godzinki będę- przyrzekł i po szybki pocałunku, wyszedł z domu.
-Nicki?- zwróciłam się do dziewczyny, leżącej na kanapie i robiącej coś na laptopie. -Mogłabyś jako moja świadkowa odebrać o czternastej Rose z przedszkola?
-A to należy do zadań świadkowej?- zaśmiała się dziewczyna.
-Jadę zobaczyć salę i raczej się nie wyrobię- wyjaśniłam.
-Przecież żartuję, jasne, że odbiorę szkraba- uśmiechnęła się uspokajająco, na co odetchnęłam z ulgą.
-Będę jak najszybciej się da, dzięki Ni!- zawołałam, będąc już przy drzwiach.
Wsiadłam do swojego Porsche Cayman i z piskiem opon odjechałam spod domu. Uwielbiałam szybką jazdę na granicy ryzyka, co zawsze irytowało Louisa i było głównym powodem naszych kłótni. Czepiał się, bo wiedział, że jeżdżę lepiej od niego.
                Z prędkością znacznie przekraczającą dozwoloną w terenie zabudowanym pokonywałam kolejne ulice Londynu, próbując jak najszybciej dostać się na salę, omijając jednocześnie jak najbardziej jest to możliwe londyńskie korki. W pewnym momencie leżący na fotelu pasażera telefon zaczął dzwonić, a widząc, że osobą, która próbuje się ze mną połączyć jest główna organizatorka naszego wesela, musiałam odebrać. Jak zawsze, gdy do mnie dzwoniła, tak i tym razem mnie zirytowała. Prowadzenie samochodu i wykłócanie się z niekompetentną osobą przez telefon nie jest łatwe do połączenia, jednak dawałam radę. Na szczęście zatrzymało mnie czerwone światło, dzięki czemu mogłam zakończyć rozmowę z nią.
                Gdy światło zmieniło się na zielone, nie czekając ani chwili dłużej wjechałam na skrzyżowanie. Słysząc przeciągły pisk opon odwróciłam głowę w jego stronę i ostatnim co zobaczyłam, była uderzająca w bok mojego samochodu ciężarówka. Potem był już tylko huk zderzających się samochodów, mój krzyk i ogromny ból.

***

10 lat później- 31 maja 2025 roku.
-Wiesz? Dziesięć lat temu nie pomyślałbym, że dzisiaj będę w tym miejscu. Byłem tak cholernie szczęśliwy, po prostu cieszyłem się życiem z tobą i Rose. Ty też taka byłaś. A teraz? Teraz ciebie nie ma,  Rose ma już czternaście lat, jest tak bardzo podobna do ciebie, nie tylko wyglądem, ale też charakterem, naprawdę. Czasami gdy z nią rozmawiam wydaje mi się, jakbyś to ty mówiła za nią, jakbym to ciebie słyszał i z tobą rozmawiał. Szczerze mówiąc, to nic się nie zmieniło, oprócz tego, że ciebie nie ma. Wciąż wydaje mi się, że za chwilę wejdziesz przez drzwi z uśmiechem na twarzy i powiesz jak bardzo wkurza cię twój szef. Ale potem uświadamiam sobie, że odeszłaś i nigdy nie wrócisz. I to jest nie fair, bo gdyby wtedy pojechał z tobą, może by nie doszło do tego wypadku, może bylibyśmy teraz szczęśliwym małżeństwem, może nawet Rose miałaby rodzeństwo? Wiesz jak często boję się, że źle ją wychowałem? Że nie zastąpiłem jej matki, że nie podołałem? Wszyscy dookoła mówią, że powinienem kogoś znaleźć, ułożyć sobie życie na nowo. Ale ja nie potrafię, Aly. Ja wciąż czekam i wciąż łudzę się, że zaraz wrócisz. Dlaczego od nas odeszłaś? Dlaczego zostawiłaś nas samych? Nie ma ciebie już dziesięć lat, tęsknię Aly, wróć, proszę.
                Stojący nad ciemnym, marmurowym grobem Louis Tomlinson wierzchem dłoni otarł spływające po twarzy łzy. Nie próbował ich ukrywać, nie wstydził się tego, że płacze. Stracił najważniejszą osobę w swoim życiu, został postawiony przed ogromnym wyzwaniem. Rezygnując ze swojej kariery wychował córkę na wartościową nastolatkę, nie dając odczuć jej, że jest w czymkolwiek gorsza od innych osób, posiadających pełne rodziny. A Rose Walker, która straciła matkę będąc jeszcze dzieckiem wiedziała, że mama wciąż ją chroni i nigdy nie opuści jej duchowo.
-Pamiętasz, co powiedziałem ci, kiedy się oświadczałem? Obiecałem, że nigdy nie przestanę cię kochać. Dotrzymałem słowa, Alison. Nawet śmierć nie zabrała mojej miłości do ciebie. Kocham cię, wciąż tak bardzo cię kocham.
Brunet z cichym szelestem położył bukiet czerwonych róż na nagrobku i delikatnie przesuwając dłonią po jego nawierzchni, pożegnał się i powoli opuścił cmentarz.

***

Wciąż nie mogę uwierzyć, że udało mi się zakończyć tą historię, bo ilość momentów, kiedy chciałam rzucić to w cholerę, schować się w schronie i nigdy więcej nie pokazywać się ludziom na oczy, była niezliczona. Wiem, że bez Waszej pomocy i Waszego wsparcia, nie napisałabym ani jednego rozdziału. Dziękuję Wam z całego serca, bo nawet nie zdajecie sobie sprawy jak dużo możecie. 

Jeżeli mogę po raz ostatni Was o coś prosić, to jest to zostawienie komentarza pod tym rozdziałem. Chciałabym móc za jakiś czas wrócić tu i przypomnieć sobie, co myśleliście o tej historii. Więc jeżeli to nie problem, to proszę, ZOSTAW KOMENTARZ. :)

KOCHAM WAS I BARDZO, BARDZO, BARDZO ZA WSZYSTKO WAM DZIĘKUJĘ.