czwartek, 31 stycznia 2013

Rozdział 7.

Nagły przypływ olśnienia w środku nocy jest cudowny, naprawdę. 
@maxsdream
***
 7 kwietnia 2012 roku.

                Chłodna lemoniada w plastikowym kubku jeszcze nigdy nie smakowała tak dobrze. Powoli sącząc owocowy napój szłam ulicami Doncaster, słuchając wesołej paplaniny Nicole, kątem oka obserwując Rose, bawiącą się czerwonym balonem kilka kroków przed nami. Czując celne szturchnięcie, odwróciłam głowę i z zakłopotaniem spojrzałam na swoją przyjaciółkę.
-Nie słuchasz mnie!- zarzuciła mi, dobrze wiedząc, że ma rację.
-Wybacz, zamyśliłam się- powiedziałam ze skruchą, przygryzając wargę.
-Co, a może kto, jest powodem, dla którego mnie lekceważysz?
-Nie lekceważę cię, po prostu… zamyśliłam się- wymigałam się.
-Postanowiłaś coś od wczoraj?
-Ale w czym?- spytałam, nie do końca rozumiejąc.
-No z Louisem. Pojedziecie do niego?
-Nie, raczej nie. Na pewno nie. Zaproponował to ze zwykłej uprzejmości, nie chce, żebyśmy zwalały mu się na głowę- odpowiedziałam jej i po raz kolejny się wyłączyłam.
Rose, która dreptała przed nami ze swoją zabawką, coraz bardziej zbliżała się do końca chodnika. Z uśmiechem obserwowałam, jak moja kruszynka radośnie śmieje się, z fascynacją trzymając balon, unoszący się w powietrzu.
-Oh Aly! Czy ty słyszysz, co do ciebie mówię?- rozdrażniony głos Nicole przebił się do mojego mózgu.
-Co?- potrząsnęłam włosami, próbując skoncentrować się na jej osobie.
-Mówiłam, że rozmawiałam z Jake’em, pamiętasz? Ten koleś, z którym pracuję w hospicjum. Wspomniałam, że moja przyjaciółka straciła pracę i powiedział, że jego wujek ma firmę reklamową w Londynie i szuka sekretarki. Co o tym myślisz? Aly? Aly!
                Już nic do mnie nie docierało. Widziałam tylko Rose, która otworzyła piąstkę, wypuszczając balon na wolność i jej szybkie kroczki, gdy próbowała go złapać, zanim zbyt daleko odleci.
                Krawędź chodnika.
                Słyszałam odgłosy szybko jeżdżących samochodów. Mój mózg natrętnie podsunął mi obraz ciała Rose po starciu z rozpędzonym autem. I wtedy to się stało.
                Nie wiedziałam, że potrafię biec tak szybko. Widziałam tylko córeczkę, która słysząc zbliżający się samochód, zatrzymała się i odwróciła w jego stronę. Widziałam przerażenie na jej twarzy, gdy zorientowała się, że samochód jedzie prosto na nią.
                I wtedy nie wiele myśląc, zepchnęłam ją z drogi, sama stając na drodze nadjeżdżającego samochodu.

 ***
Pisk opon. Głuchy odgłos zderzenia ciała z rozpędzonym samochodem. Krzyk. Krew. Płacz.
                A potem już wszystko działo się na raz.
                Nie wiem, kto zadzwonił po pogotowie, nie wiem, kiedy kierowca samochodu odjechał z miejsca wypadku, nie wiem, kiedy zorientowałam się, że zastygłam w bezruchu i wciąż stoję na chodniku, bezczynnie patrząc na rozgrywającą się przede mną scenę.
                Nie wiem, kiedy zrozumiałam, że to moja przyjaciółka leży w kałuży krwi na środku ulicy.
                Do mojego mózgu w spowolnionym tempie dotarła informacja, jak się chodzi i gdy tylko to się stało, biegiem ruszyłam do miejsca wypadku. W mojej głowie była tylko jedna myśl. Rose.
                Dziewczynka stała kilka metrów od swojej mamy, blada jak ściana, ale nie płakała. Była w szoku, a ja nie wiedziałam co mam zrobić. Podeszłam do niej powoli, wyciągając ręce, jednak to nie zwróciło jej uwagi na mnie. Wciąż patrzyła prosto na Alison, która właśnie przekładana była na nosze i wkładana do ambulansu. Kucnęłam przy Rose i  delikatnie wzięłam ją na ręce, przytulając do swojego ciała. Dziewczynka trzęsła się w moich ramionach, jednak była cała.
                Alison poświęciła się dla córki.

***

Białe ściany i plastikowe krzesełka jeszcze nigdy nie działały na mnie tak dołująco.
-Państwo są z rodziny?- poważny głos lekarza przerwał ciszę panującą na korytarzu. Rozległo się ciche kliknięcie zamykanych drzwi, prowadzących na salę operacyjną.
                Było po wszystkim.       
-Jesteśmy rodzicami Alison, a to jej najbliższa przyjaciółka-podpuchnięte oczy mamy Aly mówiły wiele.
-Państwa córka żyje.
Żyje. Przeżyje.
-Co jej jest, panie doktorze?- głos pana Walkera drżał pod wpływem emocji.
-Córka ma przebite płuco, osiem pękniętych żeber i zwichnięty nadgarstek.
-Nie powiedział pan wszystkiego- odezwałam się zachrypniętym głosem. Lekarz spojrzał na mnie z lekkim uśmiechem.
-To prawda. Pani Walker ma również poważny uraz głowy. Nie wykryliśmy krwiaka wewnątrzczaszkowego, co jest dobrą wiadomością.
-A zła jest jaka?- wyszeptała matka Alison.
-Pani córka jest w śpiączce. Nie wiemy, ile to potrwa i jakie będą skutki tak silnego uderzenia.
-To znaczy? Jakie mogą być skutki?- spytał pan Walker.
-Zaczynając od częściowego i chwilowego zaniku pamięci, na całkowitym i trwałym kończąc.
-Moja córka może nic nie pamiętać?- spytał mężczyzna, a jego żona cicho załkała.
-Jest to prawdopodobne. Musimy być dobrej myśli, najważniejsze, że żyje- uśmiechnął się do nas i odszedł.

***

Ze śmiechem otworzyłem lodówkę, wyjmując kolejne puszki piwa i rzucając je siedzącym przy stole chłopakom. Miałem do nich dołączyć, kiedy usłyszałem wibracje swojego telefonu. Odruchowo poklepałem swoje kieszenie, jednak nie było tam poszukiwanego przedmiotu.
-Tu jest, łap- Niall rzucił we mnie moim iPhonem, którego sprawnie złapałem. Poczta głosowa, no tak.
Masz nową wiadomość. Wciśnij jeden, by odsłuchać, dwa, by usunąć…
Jak ktoś się nagrał, to musiał mieć sprawę. Jeden.
„Louis.. Ym, cześć. Tu Nicole. Nicole McLevis. Dzwonię, bo… Alison miała wypadek. Żyje, ale jest w śpiączce i jej stan jest… Louis, po prostu przyjedź.”
Poczułem jak nogi się pode mną uginają. Złapałem się szafki i głośno wypuściłem powietrze.
-Lou? Louis? Co jest? Ej!- chłopaki otoczyli mnie i lekko mną potrząsali.
-Alison miała wypadek. Jest w śpiączce. Muszę tam jechać-odepchnąłem ich i zacząłem szukać dokumentów. Tylko Harry patrzył na mnie ze zrozumieniem, reszta nie wiedziała, kto to jest i ile dla mnie znaczy.
-Louis, uspokój się. Wszystko będzie dobrze, zobaczysz- Hazza chwycił moje ramiona i przytulił mocno do siebie.
-Muszę tam jechać- powtórzyłem bezsensownie i wyrwałem się z jego objęć, uderzając plecami o ścianę. Głośno załkałem, zjeżdżając po niej i siadając na zimnej podłodze.
-Pojedziesz. Pojedziemy tam razem. Nie zostawimy cię z tym samego. Uspokój się i ubierz jakoś normalnie, a ja streszczę chłopakom sytuację i jedziemy. No już Lou!- pomógł mi wstać i wyciągnął nierozumiejących chłopaków do innego pokoju.
                Kilka minut później w komplecie siedzieliśmy już w samochodzie Harry’ego i jechaliśmy do Doncaster.
               Do Alison.

24 komentarze:

  1. Poryczałam się ;c
    Biedna Rose, biedna Aly..biedny Louis...
    Czekam na nowy ! <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak okropnie szybko przeczytało mi się ten rozdział, że kiedy pojawiłam się już z jego końcem jakiś smutek wkradł się we mnie.
    No nic. Ta część opowiadania jest cudowna i oby więcej takich napływów weny z twojej strony ! :D Czekam na kolejne genialne części :P




    Jeśli masz ochotę to zapraszam do siebie:

    http://i-can-be-your-shelter.blogspot.com


    OdpowiedzUsuń
  3. O matko..jakoś przeczytałam, ale..po pierwsze : Czemu taki krótki?! Po drugie : OMG, THIS IS GREAT ! * le udawanie głosu Li *

    OdpowiedzUsuń
  4. JHSJCDBASHBCAHS *.*
    boski tylko szkoda,że taki krótki,ale przynajmniej mam czym sie cieszyć i jarać, ten rozdział jest genialny, tak samo jak cały blog. <3
    zapraszam do mnie: http://1d-zakazanamilosc.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Super. Ale troche krótki, mam nadzieje że nic jej nie będzie. Pozdrawiam i czekam z niecierpliwością na następny.
    Lexi ;3

    OdpowiedzUsuń
  6. Ej no wiesz ? Ja myślałam.. jezu. haha ale to bezsensownie brzmi ._. Nie wiem co mogę ci nowego powiedzieć.. Przede wszystkim że jestem z ciebie dumna, wygrałaś z leniem ! ;) Pamiętaj że piszesz dl siebie nie dla innych i tak wiem że czasem zawracam ci głowę ale taka już jestem.. i na pewno nie chcę na ciebie wpływać w jakikolwiek negatywny sposób. Styl pisania nie naganny, oczywiście brak błędów. Masz ogromny talent Madzia !(wiem że wolisz Magda, sama nie lubię Madzi xP)
    Hmmm.. co mogę jeszcze powiedzieć może tyle że kocham to opowiadanie oraz że zaskoczyłaś mnie ! I ma być Happy End nie tak jak w poprzednim :(
    Kocham i czekam na następny xx
    +Dzięki że mnie poinformowałaś ;P x

    OdpowiedzUsuń
  7. Jestes niesamowita! :)
    Twoje opowiadanie jest cudowne.
    Strasznie szkoda mi Alison :(
    a Louis? Nikt nie powie mi juz, ze on jej nie kocha :D powiem szczerze, ze Hazz fajnie sie zachowal :) i dobrze, ze prawdopodobnie Alison bedzie pracowac w Londynie :p bedzie bilsko Louisa :D
    szkoda tylko, ze takie krotkie ;(
    ale i tak sie ciesze, ze dalas rade go dzis dodac :)
    zycze ci weny kochana! :)
    Zapraszam do mnie :)

    pozdrawiam Kaja :*

    OdpowiedzUsuń
  8. o jaaaa... ale się dzieje. biedny Lou :( Mam nadzieję,że wszystko będzie dobrze z Alison :) do następnego super rozdziału :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Dopiero końcówka wywołała u mnie emocje . Poplakalam sie .. Pięknie piszesz ! ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Matko... Wiedziałam, że tak będzie! Wiedziałam, że Rose wejdzie na ulicę gdzie jeżdżą rozpędzone samochody. Cały czas czytając ściskałam myszkę i widziałam ten obrazek. Dziecko z czerwonym balonikiem w podskokach idzie przed siebie cały czas melodyjnie się śmiejąc, a Aly i Nicole rozmawiają znaczy Nicol, bo Alyson myślała o córeczce i Lou. Potem tylko te samochody i bieg...
    Straszne.
    Reakcja Louisa? Taka jak się spodziewałam. Dobrze, że nie zemdlał. Styles pozbierał go do kupy i pojechali całą piątką.
    Co dalej? Nwm, ale w kolejnym rozdziale się dowiem.
    Pozdrawiam i zapraszam na siódmy rozdział mojego opowiadania : the--end-of-love.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  11. Nie spodziewałam się takiego obrotu akcji :)
    Świetny rozdział, podobało mi się jak opisałaś ten wypadek, czułam się, jakbym tam była. :D
    Ciekawe co teraz zrobi Louis.
    Czekam na nn ^^

    @ohmynarreh x

    OdpowiedzUsuń
  12. Zajebiste powiadanie :)
    A ten rozdział zapiera dech w piersi :D
    Była bym wdzięczna za powiadomienie o nowym rozdziale na tt @TeleDul

    OdpowiedzUsuń
  13. Jeeej o.O Dużo się stało ... Ale wow ... wstrząsnełaś mną :D ♥ Jak zawsze podoba mi się i no nadal wow... :D ♥ / Monisia *.*

    OdpowiedzUsuń
  14. świeetnie ;d
    domyslam się jak to się potoczy dalej ;pp ale czekam na kolejnyy ;pp

    OdpowiedzUsuń
  15. Genialny rozdział ! Jesteś po prostu świetna ! :)))
    Mniej więcej przeczuwam, co może być dalej, ale czekam z niecierpliwością na następny ;)))
    Dodawaj szybciutkoo :**

    OdpowiedzUsuń
  16. Ojeju! Jakie to jest smutne! szkoda mi jest Luisa. :c
    Nie spodziewałam się, że to się tak potoczy. A rozdział jest definitywnie zbyt krótki!
    Pozdrawiam. :D

    OdpowiedzUsuń
  17. Genialne opowiadanie ! Pisz szybciej bo normalnie usycham :O :* Super :)

    OdpowiedzUsuń
  18. No, no, no ... Masz talent, wpadłam przypadkowo na twojego bloga ale nie żałuje ....
    I z niecierpliwością czekam na rozdział ''8''.

    OdpowiedzUsuń
  19. aaa i to jest najlepsze znowu to niewiedza :*co będzie dalej rozdział świetny i czekam z zniecierpliwieniem na następny rozdział który się pojawi *__*

    OdpowiedzUsuń
  20. piękne ;-) ♥♥

    OdpowiedzUsuń
  21. Jejku, co za rozdział! Na początku myślałam, że Alison umarła! Mam nadzieję, że szybko dojdzie do siebie :)

    OdpowiedzUsuń
  22. Kiedy następny ? xd :D Ś-W-I-E-T-N-A J-E-S-T-E-Ś !!!! :D

    OdpowiedzUsuń