+bardzo chętnie informuję o nowych rozdziałach, wystarczy podać namiar :)
@maxsdream
***
4 kwietnia 2012 roku.
Nerwowo stukałem palcami o udo,
drugą ręką sięgając po kufel stojącego przede mną piwa. Siedziałem przy barze w
jednej z knajp, czekając na starego przyjaciela, który notabene spóźniał się
już dziesięć minut. Pociągnąłem spory łyk i ponownie rozejrzałem się po
knajpie. Mój wzrok prześlizgiwał się po kolejnych osobach, aż dotarł do drzwi,
które właśnie się otworzyły. Z ulgą wypuściłem powietrze i machnąłem ręką do
wchodzącego chłopaka. Już po chwili stał naprzeciwko mnie i wyciągał swoją dużą
dłoń.
-Siema stary!- uścisnęliśmy sobie ręce, a mój towarzysz
zajął miejsce obok mnie.
-Stan, dziesięć minut spóźnienia- syknąłem, dopijając do
końca swoje piwo.
-Wyluzuj, trening mi się przeciągnął- wywrócił oczami i
zawołał barmana.- Poproszę duże piwo i…
-Dwa duże piwa- powiedziałem i ponownie przeniosłem wzrok na
przyjaciela.-Mam sprawę.
-Wal.
-Chodzi o Aly- zacząłem powoli.
-No tak. Co tym razem?
-Czemu nie powiedziałeś mi, że Aly ma dziecko?
-A po co ci miałem mówić?- spojrzał na mnie zdezorientowany.
-To moja była dziewczyna, chcę wiedzieć takie rzeczy-
warknąłem.
-To ci mówię: twoja była dziewczyna ma dziecko. Pasuje?
-Nie, oczywiście, że nie! Czyje to dziecko?- podniosłem
głos.
-Nikt nie wie. Znaczy, Walkerowie ukrywają tą informację. Z
tego co się orientuje, to oficjalna wersja jest taka, że jakiegoś jej
znajomego- powiedział spokojnie Stan, sięgając po swoje piwo.-A co cię to tak
interesuje?
-Po prostu- wzruszyłem ramionami.
-Tommo, za długo się znamy, żebyś mógł mnie oszukiwać. Co
jest?
-Ile ta dziewczynka ma lat?- spytałem cicho.
-Z rok, może więcej. Ale co to ma do rzeczy?- chłopak
zdecydowanie nie rozumiał, do czego dążę.
-Dodaj do roku dziewięć miesięcy i wychodzą blisko dwa lata.
Dwa lata temu byłem w związku z Alison.
-Noooo i?
-Rose może być moją córką, Stan- mruknąłem i wlałem gorzką
ciecz do ust.
-Nie pierdol!- mój przyjaciel poderwał się ze swojego
krzesełka i stanął sztywno wyprostowany.
-To tylko domysły… Ale wydawało mi się, że coś jest nie tak,
jak spotkałem Alison z Rose w parku.
-Spytałeś ją o to?
-Wyszedłbym na idiotę-wywróciłem oczami.-Muszę mieć więcej
informacji, zanim spytam ją o to wprost.
-Gadałeś z McLevis?- rzucił Stan, a ja zmarszczyłem brwi.
-Co ma do tego Nicole?
-To jej najlepsza przyjaciółka, wydaje mi się, że wie, kto
jest ojcem. Alison o wszystkim jej mówiła-wzruszył ramionami i ponownie usiadł.
-Ty czasami jednak myślisz- mruknąłem i poklepałem go po
ramieniu.-Spadam, do zobaczenia.
-Louis! Nie rób niczego pochopnie- usłyszałem jeszcze i
zniknąłem za drzwiami knajpy.
***
Chodziłam między stolikami, przy
których siedziały dzieci z hospicjum i obrzucałam komplementami ich najnowsze
rysunki. Wolontariat w hospicjum był tym, co chciałam robić naprawdę.
Sprawianie radości dzieciom, których życie dobiegało końca lub było naznaczone
ciężką chorobą, sprawiało radość mi samej. Uśmiech na twarzy jednego dziecka,
był dla mnie bardziej wartościowy niż wypłata po pracy w biurze.
-Ślicznie Jessie! Może jak mama przyjdzie po pracy to
pokażesz jej ten rysunek, co?- poczochrałam dziewczynkę po włosach i przeszłam
dalej.
-Sandy, zobacz! Mam dla ciebie tego słonika, co ci
obiecałam- podałam chłopcu kolorowankę i z uśmiechem obserwowałam, jak z
zapałem zabiera się za jej kolorowanie.
-Nicole! Masz gościa- usłyszałam głos swojej przełożonej i
posyłając uśmiech dzieciom, opuściłam salę.
-Kto…?- zaczęłam i mnie zamurowało. –Louis?
-Hej Nicki- chłopak przywitał mnie skinieniem głowy.-Możemy
porozmawiać?
-My? O czym?- wciąż byłam zaskoczona jego obecnością w takim
miejscu.
-O Aly i… Rose- powiedział powoli, uważnie patrząc na moją
twarz. Nie zmieniłam jej wyrazu i byłam z siebie strasznie dumna z tego powodu.
-Tak?
-Nie lubię owijać w bawełnę, więc spytam prosto z mostu:
wiesz kto jest ojcem Rose?- wyrzucił z siebie, a w moim mózgu zaczęły działać
wszystkie trybiki.
-Wiem- przytaknęłam.
-Kto to jest? –spytał, wyraźnie spięty.
-Louis, nie powiem ci. Po pierwsze dlatego, że Aly mi
zabroniła, a po drugie to wracasz po dwóch latach i włazisz z buciorami do jej
życia. Odczep się od niej, ona dopiero się otrząsnęła, nie niszcz tego!
-Chcę tylko wiedzieć, czy to moje dziecko, nic więcej-
syknął, łapiąc mnie za nadgarstek.
-Puść- warknęłam, znacząco patrząc na jego rękę. Chłopak od
razu mnie puścił i odsunął się krok dalej.-Nie jestem upoważniona do udzielania
takich informacji. Jeżeli chcesz wiedzieć, to spytaj o to Alison, nie mnie.
-Spytałem! Powiedziała, że ojcem jest jej znajomy- podniósł
głos, łapiąc się za włosy.
-Więc najwidoczniej tak jest- mruknęłam.
-Dobrze wiesz, że kłamała! Powiedz tylko jedno słowo, tak
lub nie, czy Rose jest moją córką?-spojrzał na mnie błagalnie.
-Najpierw mi coś obiecaj- westchnęłam zrezygnowana.
-Wszystko.
-Powiem ci, ale ty nic z tą wiedzą nie zrobisz. Aly nigdy
nie dowie się, że wiesz. Słyszysz, Louis? Nigdy- powtórzyłam twardo.
-Obiecuję- przytaknął i nerwowo przygryzł wargę.
-Chciała ci powiedzieć w waszą rocznicę, ale z nią zerwałeś.
Rose jest twoją córką, Louis- wydusiłam i poczułam, jak mi ulżyło.- Pamiętaj,
co obiecałeś- przypomniałam i uśmiechnęłam się do niego pokrzepiająco, wracając
do sali.
Za drzwiami zostawiłam
zaskoczonego i zdecydowanie zdezorientowanego młodego chłopaka, którego życie
zmieniłam kilkoma słowami.
Ale nie żałuję.