poniedziałek, 31 grudnia 2012

Rozdział 4.

Udanego Sylwestra! :) 
+bardzo chętnie informuję o nowych rozdziałach, wystarczy podać namiar :) 
@maxsdream
***

4 kwietnia 2012 roku.

Nerwowo stukałem palcami o udo, drugą ręką sięgając po kufel stojącego przede mną piwa. Siedziałem przy barze w jednej z knajp, czekając na starego przyjaciela, który notabene spóźniał się już dziesięć minut. Pociągnąłem spory łyk i ponownie rozejrzałem się po knajpie. Mój wzrok prześlizgiwał się po kolejnych osobach, aż dotarł do drzwi, które właśnie się otworzyły. Z ulgą wypuściłem powietrze i machnąłem ręką do wchodzącego chłopaka. Już po chwili stał naprzeciwko mnie i wyciągał swoją dużą dłoń.
-Siema stary!- uścisnęliśmy sobie ręce, a mój towarzysz zajął miejsce obok mnie.
-Stan, dziesięć minut spóźnienia- syknąłem, dopijając do końca swoje piwo.
-Wyluzuj, trening mi się przeciągnął- wywrócił oczami i zawołał barmana.- Poproszę duże piwo i…
-Dwa duże piwa- powiedziałem i ponownie przeniosłem wzrok na przyjaciela.-Mam sprawę.
-Wal.
-Chodzi o Aly- zacząłem powoli.
-No tak. Co tym razem?
-Czemu nie powiedziałeś mi, że Aly ma dziecko?
-A po co ci miałem mówić?- spojrzał na mnie zdezorientowany.
-To moja była dziewczyna, chcę wiedzieć takie rzeczy- warknąłem.
-To ci mówię: twoja była dziewczyna ma dziecko. Pasuje?
-Nie, oczywiście, że nie! Czyje to dziecko?- podniosłem głos.
-Nikt nie wie. Znaczy, Walkerowie ukrywają tą informację. Z tego co się orientuje, to oficjalna wersja jest taka, że jakiegoś jej znajomego- powiedział spokojnie Stan, sięgając po swoje piwo.-A co cię to tak interesuje?
-Po prostu- wzruszyłem ramionami.
-Tommo, za długo się znamy, żebyś mógł mnie oszukiwać. Co jest?
-Ile ta dziewczynka ma lat?- spytałem cicho.
-Z rok, może więcej. Ale co to ma do rzeczy?- chłopak zdecydowanie nie rozumiał, do czego dążę.
-Dodaj do roku dziewięć miesięcy i wychodzą blisko dwa lata. Dwa lata temu byłem w związku z Alison.
-Noooo i?
-Rose może być moją córką, Stan- mruknąłem i wlałem gorzką ciecz do ust.
-Nie pierdol!- mój przyjaciel poderwał się ze swojego krzesełka i stanął sztywno wyprostowany.
-To tylko domysły… Ale wydawało mi się, że coś jest nie tak, jak spotkałem Alison z Rose w parku.
-Spytałeś ją o to?
-Wyszedłbym na idiotę-wywróciłem oczami.-Muszę mieć więcej informacji, zanim spytam ją o to wprost.
-Gadałeś z McLevis?- rzucił Stan, a ja zmarszczyłem brwi.
-Co ma do tego Nicole?
-To jej najlepsza przyjaciółka, wydaje mi się, że wie, kto jest ojcem. Alison o wszystkim jej mówiła-wzruszył ramionami i ponownie usiadł.
-Ty czasami jednak myślisz- mruknąłem i poklepałem go po ramieniu.-Spadam, do zobaczenia.
-Louis! Nie rób niczego pochopnie- usłyszałem jeszcze i zniknąłem za drzwiami knajpy.

***

Chodziłam między stolikami, przy których siedziały dzieci z hospicjum i obrzucałam komplementami ich najnowsze rysunki. Wolontariat w hospicjum był tym, co chciałam robić naprawdę. Sprawianie radości dzieciom, których życie dobiegało końca lub było naznaczone ciężką chorobą, sprawiało radość mi samej. Uśmiech na twarzy jednego dziecka, był dla mnie bardziej wartościowy niż wypłata po pracy w biurze.
-Ślicznie Jessie! Może jak mama przyjdzie po pracy to pokażesz jej ten rysunek, co?- poczochrałam dziewczynkę po włosach i przeszłam dalej.
-Sandy, zobacz! Mam dla ciebie tego słonika, co ci obiecałam- podałam chłopcu kolorowankę i z uśmiechem obserwowałam, jak z zapałem zabiera się za jej kolorowanie.
-Nicole! Masz gościa- usłyszałam głos swojej przełożonej i posyłając uśmiech dzieciom, opuściłam salę.
-Kto…?- zaczęłam i mnie zamurowało. –Louis?
-Hej Nicki- chłopak przywitał mnie skinieniem głowy.-Możemy porozmawiać?
-My? O czym?- wciąż byłam zaskoczona jego obecnością w takim miejscu.
-O Aly i… Rose- powiedział powoli, uważnie patrząc na moją twarz. Nie zmieniłam jej wyrazu i byłam z siebie strasznie dumna z tego powodu.
-Tak?
-Nie lubię owijać w bawełnę, więc spytam prosto z mostu: wiesz kto jest ojcem Rose?- wyrzucił z siebie, a w moim mózgu zaczęły działać wszystkie trybiki.
-Wiem- przytaknęłam.
-Kto to jest? –spytał, wyraźnie spięty.
-Louis, nie powiem ci. Po pierwsze dlatego, że Aly mi zabroniła, a po drugie to wracasz po dwóch latach i włazisz z buciorami do jej życia. Odczep się od niej, ona dopiero się otrząsnęła, nie niszcz tego!
-Chcę tylko wiedzieć, czy to moje dziecko, nic więcej- syknął, łapiąc mnie za nadgarstek.
-Puść- warknęłam, znacząco patrząc na jego rękę. Chłopak od razu mnie puścił i odsunął się krok dalej.-Nie jestem upoważniona do udzielania takich informacji. Jeżeli chcesz wiedzieć, to spytaj o to Alison, nie mnie.
-Spytałem! Powiedziała, że ojcem jest jej znajomy- podniósł głos, łapiąc się za włosy.
-Więc najwidoczniej tak jest- mruknęłam.
-Dobrze wiesz, że kłamała! Powiedz tylko jedno słowo, tak lub nie, czy Rose jest moją córką?-spojrzał na mnie błagalnie.
-Najpierw mi coś obiecaj- westchnęłam zrezygnowana.
-Wszystko.
-Powiem ci, ale ty nic z tą wiedzą nie zrobisz. Aly nigdy nie dowie się, że wiesz. Słyszysz, Louis? Nigdy- powtórzyłam twardo.
-Obiecuję- przytaknął i nerwowo przygryzł wargę.
-Chciała ci powiedzieć w waszą rocznicę, ale z nią zerwałeś. Rose jest twoją córką, Louis- wydusiłam i poczułam, jak mi ulżyło.- Pamiętaj, co obiecałeś- przypomniałam i uśmiechnęłam się do niego pokrzepiająco, wracając do sali.
Za drzwiami zostawiłam zaskoczonego i zdecydowanie zdezorientowanego młodego chłopaka, którego życie zmieniłam kilkoma słowami.
Ale nie żałuję. 

poniedziałek, 24 grudnia 2012

Rozdział 3.

Wesołych Świąt, wszystkiego, co najlepsze, miłości, szczęścia i prawdziwych przyjaciół oraz udanego Sylwestra! :) 
Dziękuję Maddi za nagłówek xx
@maxsdream
***

3 kwietnia 2012 roku. 

To miał być dobry dzień. Miałam wolne i cały swój czas mogłam poświęcić córeczce. Rano bez pośpiechu wstałam i kilkanaście minut siedziałam przy łóżeczku Rosie, czekając aż się obudzi. W dobrych nastrojach zjadłyśmy śniadanie i po krótkim odpoczynku postanowiłam zabrać małą na spacer. Pobliski park był jedyną atrakcją dla małych dzieci w okolicy, więc to był nasz cel. Po skomplikowanym i przypieczętowanym krótkim płaczem Rose wyborze potrzebnych na spacerze zabawek, posadziłam córkę w wózku i szybko opuściłyśmy mieszkanie. Pogoda dopisywała, świeciło słońce i było wyjątkowo ciepło, jak na pierwsze dni kwietnia w pochmurnej Anglii. Droga do parku minęła spokojnie i dosyć sprawnie, bez zbędnych przystanków spowodowanych kaprysami mojej córeczki i już kilka minut później rozłożyłam kocyk na zielonej trawie, na którym posadziłam Rose razem z kilkoma wcześniej wybranymi zabawkami. Sama przysiadłam na pobliskiej ławce i ciesząc się promieniami wiosennego słońca, obserwowałam bawiącą się córkę. Ogromną radość sprawiało mi patrzenie na śmiejącą się Rosie, jednak widząc, że nic jej nie grozi i świetnie się bawi, wyjęłam z torebki książkę i zaczęłam czytać. Byłam tak pogrążona w lekturze, że nie zorientowałam się, kiedy obok mnie ktoś usiadł.
-Witaj Aly-usłyszałam ciche powitanie i podskoczyłam wystraszona. Spojrzałam na siedzącą obok postać i zamarłam.
-L-Louis?- wyjąkałam.-Co ty tu robisz?
-Lepsze pytanie to: co ty tutaj robisz?- znacząco spojrzał na bawiącą się Rosie.
Moja córeczka, nasza córeczka, skupiła swoją uwagę na nas i wyglądała na zaniepokojoną. Wiedziałam do czego jest zdolna, więc  podeszłam do niej i wzięłam ją na ręce tak, że schowała swoją główkę w zagłębieniu mojej szyi. Delikatnie głaszcząc ją po pleckach odpowiedziałam:
-Opiekuję się córką sąsiadki- było to pierwsze wyjaśnienie, jakie wpadło mi do głowy, a które nie ujawniało prawdy i było dosyć prawdopodobne.
-Pracujesz w restauracji i jeszcze opiekujesz się córką sąsiadki? Masz aż takie kłopoty finansowe?- spytał niedowierzająco.
-Nie, po prostu... to jednorazowa sprawa.
-Dziecko ot tak nie ufa obcej osobie. Ta dziewczynka dobrze cię zna- zarzucił.
-O co ci chodzi Louis?- syknęłam, coraz bardziej zdenerwowana.
-O to, że to nie jest córka sąsiadki. To twoja córka, tak?- zapytał cicho, a ja sapnęłam.
-Nie! Oczywiście, że nie.
-Jest do ciebie podobna. Aly wiesz, że nie będę cię oceniał.
Do ciebie też jest podobna- mruknęłam w myślach, a głośno powiedziałam- masz rację, to jest moja córka.
-Oh! Ym... jak ma na imię?- widziałam, że był zaskoczony, ale dobrze się maskował.
-Rose.
-Tak sądziłem- uśmiechnął się lekko.- Zawsze mówiłaś, że jak będziesz miała córeczkę, to nazwiesz ją Rose.
-Tak, pamiętam- odpowiedziałam nerwowo, bo czułam, że Rosie zaczęła wiercić się w moich ramionach. Przekręciła się tak, że siedziała przodem do Louisa, który patrzył na nią z zainteresowaniem.
-Jest słodka- podszedł do nas bliżej i podał małej palca, którego chętnie chwyciła, uśmiechając się do Lou- mogę ci zadać pytanie?
-Louis...-wiedziałam, o co chciał spytać, jednak nie miałam pojęcia jak odpowiedzieć na jego pytanie.
-Kto jest jej ojcem?- wydusił, nie zwracając uwagi na moje wtrącenie.
-Ym... mój znajomy-wydukałam.
-Znam go?
-Nie. To... znajomy z Londynu. Przyjechał tu na wakacje i... trochę nas poniosło-wymyśliłam.
-Oh... jasne- powoli pokiwał głową.- Jesteście teraz razem?
-Nie. On... on nie wie o istnieniu Rosie- powiedziałam powoli, a Louis zmarszczył brwi.
-Czemu mu nie powiedziałaś?
-Nie zostawiłby wszystkiego, co miał, dla nas. Znam go i wiem, jaki jest.
-Rozumiem twoje obawy, ale... postaw się na miejscu Rose. Za kilka lat będzie chciała wiedzieć, kto jest jej tatą.
-Wtedy będę się tym przejmować- syknęłam i zmieniłam temat, patrząc na małą- my już się będziemy zbierać, Rose za długo jest na dworze.
-Mógłbym się z wami jeszcze zobaczyć?- spytał Louis, kiedy pakowałam rzeczy do torby, a Rose siedziała już w swoim wózku.
-Nie mogę ci zabronić spotykania się z nami- parsknęłam.
-Wiem, ale… po tym wszystkim nie jestem pewny, czy chcesz się ze mną widywać- mruknął cicho.
-To była twoja decyzja, sam ją podjąłeś, a mnie postawiłeś przed faktem dokonanym. Zrozumiałam i jak widzisz nie wtrącałam się w  twoje życie przez te dwa lata-odpowiedziałam nerwowo.
-Wszystko zepsułem prawda? To… to mogłaby być nasza córka- spojrzał na Rose nieodgadniętym wzrokiem.
-Mogłaby, ale nie jest- odpowiedziałam powoli i chwyciłam za rączki wózka.-Do zobaczenia, Louis.
-Tak… do zobaczenia- powiedział cicho. Gdy byłyśmy już daleko, odwróciłam się i zobaczyłam chłopaka siedzącego na  tej samej ławce, z głową schowaną w rękach.
Nie będziesz w nim wzbudzać litości, Aly.

***

-Co zrobiłaś!?- w słuchawce telefonu rozniósł się krzyk mojej najlepszej przyjaciółki.
-To co słyszałaś-westchnęłam, zirytowana powtarzaniem tego samego kolejny raz.
-Powiedziałaś mu, że jakiś znajomy jest ojcem Rose?! Czemu mu do cholery nie powiedziałaś, że to jego dziecko?!
-Nie będę wz…
-Wzbudzać w nim litości?! Błagam cię! A co jeśli on nadal cię kocha i znowu chce z tobą być?- Nicki przerwała mi w połowie zdania.
-A nie pomyślałaś, że może ja już nie chcę z nim być?- syknęłam do telefonu, nerwowo chodząc po pokoju.
-Tak, jasne. A ja nazywam się Nicki Minaj i jestem sławną raperką z dużym tyłkiem. Zlituj się, to, że o nim już tak często nie mówisz, nie znaczy, że się odkochałaś. Wciąż jesteś w nim zakochana i wciąż chcesz z nim być, więc nie wciskaj mi kitu- warknęła.
-Teraz przede wszystkim jestem matką. Nie będę poświęcała swojego i tak ograniczonego wolnego czasu na sprawy miłosne,  w których i tak jestem beznadziejna.
-Aly, proszę cię…- zmieniony ton głosu Nicole zasugerował mi, że zaraz zacznie się pocieszanie.
-Sorry Nicki, ale Rose się obudziła i muszę się nią zająć. Na razie- szybko ucięłam rozmowę, rozłączając się.
Przejechałam dłońmi po twarzy i jęknęłam bezradnie, zsuwając się po ścianie.
Nie będziesz wzbudzać w nim litości, Aly.

niedziela, 9 grudnia 2012

Rozdział 2.

Miłego czytania!
@maxsdream
***

2 kwietnia 2012 roku. 

Ten poniedziałek był dniem, kiedy to Nicki miała zajmować się Rose, bo opiekunka małej- Susan- wzięła wolne z powodu egzaminów. Nie przepadałam za nią, ale była osobą, której nie płaciłam zbyt dużo, a ponadto Rosie polubiła ją od pierwszego spotkania, co zdarzało się naprawdę rzadko.
Gdy tylko się obudziłam, sięgnęłam po telefon i zadzwoniłam do Nicki, wiedząc, że zawsze ma problem ze wstaniem przed dziewiątą rano. Powitała mnie złowrogim mruknięciem „zabiję cię” i rozłączyła się. Powtarzało się to już kolejny raz, więc wiedziałam, że dziewczyna będzie u mnie w ciągu pół godziny. Przez ten czas wzięłam prysznic, ubrałam się w specjalny uniform, który składał się z czarnej spódniczki i białej koszuli z logo restauracji, w której pracowałam oraz znalazłam pośród porozrzucanych zabawek swoją torebkę.
Weszłam do pokoju Rose, która wciąż słodko spała, ucałowałam jej czoło i po cichu wyszłam na korytarz. Przez drzwi frontowe właśnie wchodziła Nicole, szeroko ziewając.
-Nie mam pojęcia, czemu zgodziłam się zajmować Rosie w tak absurdalnych godzinach- mruknęła.
-Jest ósma trzydzieści, normalni ludzie już pracują. Rose jeszcze śpi, w kuchni jest przygotowane śniadanie, a przy łóżeczku leżą ubranka na dzisiaj. Jeśli będziecie chciały iść na spacer, wszystkie rzeczy są w szafie na korytarzu. Jakby coś się działo, to dzwoń i…
-Aly– przerwała mi z irytacją.- Nie zajmuję się nią pierwszy raz, uspokój się. Idź już, bo się spóźnisz.
-Zadzwonię, jak będę miała chwilę przerwy- powiedziałam. Wsunęłam na nogi balerinki, narzuciłam na siebie płaszczyk i jeszcze raz rozejrzałam się po mieszkaniu, sprawdzając, czy czegoś nie zapomniałam. Nicki otworzyła drzwi i bez żadnego skrępowania wypchnęła mnie z mojego własnego mieszkania. Do tego też już się przyzwyczaiłam.
-Nie zawracaj nam głowy! Pa!- i zatrzasnęła drzwi przed moim nosem.
Restauracja znajdowała się dziesięć minut drogi od mojego mieszkania, więc bez problemu pokonywałam trasę na piechotę. Poza tym, na samochód przy obecnym stanie moich oszczędności oraz comiesięcznych wpływów, po prostu nie było mnie stać. Nie lubiłam swojej pracy i nigdy tego nie ukrywałam. Podlizywanie się klientom i paradowanie w krótkiej spódniczce przez sześć godzin dziennie z różnymi potrawami na tacy zdecydowanie nie było tym, co chciałam robić w swoim życiu. Ale nie mogłam się zwolnić. Dla ludzi bez wyższego wykształcenia pracy po prostu nie było.
Do pracy dotarłam pięć minut przed dziewiątą i przekraczając próg kuchni, przywitałam się ze współpracownikami.
-Hej Jessie-  klepnęłam w ramię jedną z kelnerek, która pracowała ze mną na zmianie. Rudowłosa dziewczyna podskoczyła w odpowiedzi.
-Oh hej! Wow, Aly, pierwszy raz od dłuższego czasu nie masz śliny na koszuli.
-Bycie matką to nie tylko zabawa- pokazałam jej język i przesunęłam swoją kartę pracowniczą przez czytnik.
-A właśnie, co do zabawy! Idziesz z nami dzisiaj do klubu? Kate ma urodziny i chcemy się nawalić za wszystkie czasy- zaśmiała się, a mi zrzędła mina.
-Dzisiaj nie mogę, chcę pobyć trochę z Rose, ostatnio coraz mniej czasu z nią spędzam.
-Boże, dziewczyno! Masz dwadzieścia lat, a twoje życie ogranicza się do pracy i dziecka! Tak nie można, Aly- skrytykowała mnie. -Kiedy ostatni raz poszłaś na randkę i jednocześnie byłaś dostępna?  
-Dostępna?- czułam, że mój głos podnosi się w irytacji.- Nie byłam dostępna od dnia, w którym urodziła się Rosie. Mówię ci to kolejny raz: jak nie ma mnie w pracy, to mój czas należy do niej.
-Nikt nie każe ci znajdować jej ojczyma- sprostowała Jessie uspokajająco. - Po prostu mówię, że powinnaś się trochę rozerwać. Zasługujesz na coś nieformalnego, bez zobowiązań, wiesz?
Naprawdę nie miałam ochoty na ciągnięcie tej konwersacji. Zerknęłam na zegarek wiszący nad drzwiami i westchnęłam z wdzięcznością.
-Czas na pracę- rzuciłam i biorąc do rąk kilka menu, wyszłam na salę.
Pierwsze trzy godziny zmiany minęły mi spokojnie. Normalny pośpiech i kilku niezadowolonych klientów, to całkowita norma, jak na cieszącą się sporą popularnością restaurację. W ciągu tych trzech godzin zdążyłam pięć razy zadzwonić do Nicki z pytaniem, czy wszystko w porządku, co spowodowało wyłączenie przez nią telefonu. Za to zamierzałam zemścić się później.
Obsługiwałam kolejny stolik, gdy zauważyłam poruszenie w dalszej części swojego sektora. Kierowałam się do kuchni, kiedy usłyszałam podekscytowane rozmowy pomiędzy kolejnymi klientami. Kusiło mnie, żeby się obrócić i zobaczyć, co się dzieje, ale miałam taki poślizg w zamówieniach, że musiałam dostarczyć je natychmiast, nie pozwalając sobie na dłuższe oczekiwanie gości. Zostawiłam w kuchni brudne naczynia i wzięłam tacę z przygotowanymi daniami, gdy do pomieszczenia wpadła Jessie. 
-Wiesz kto właśnie przyszedł?!- wykrzyknęła nakręcona.
-Kto?
-Louis Tomlinson z matką!- na te słowa zamarłam. Niemożliwe, po prostu niemożliwe.
-Co?
-No ten członek One Direction, oni byli w X Faktorze jakiś czas temu, kojarzysz?- wywróciła oczami rozdrażniona.
-Ym… tak.
-Jest w twoim sektorze- rzuciła z zazdrością.- Pamiętasz o czym rozmawiałyśmy? Masz szansę Aly, właśnie teraz- po przyjacielsku dźgnęła mnie w ramię i odeszła ze swoim zamówieniem.
Nie wiedziałam czemu, ale nagle stałam się bardzo zdenerwowana. Spodziewałam się tego, że w ciągu tych „wakacji” Louisa, o których mówiła Nicki, dojdzie do naszego spotkania, ale nie spodziewałam się, że dojdzie do niego aż tak szybko. Zachowanie Jessie było jak najbardziej normalne, bo nie miała pojęcia, że to Louis jest ojcem Rosie. Nikt nie miał pojęcia, oprócz Nicki i moich rodziców.
Moje nerwy coraz bardziej wytrącały mnie z równowagi, ale wiedziałam, że muszę wyjść na salę i roznieść oraz przyjąć zamówienia. Przełknęłam ciężko ślinę i wkroczyłam do Sali, ostrożnie licząc kroki, zbliżające mnie do mojego sektora. Ekscytacja gości opadła od czasu, kiedy byłam w kuchni, ale wciąż mogłam zauważyć okazjonalne spojrzenia w kierunku, gdzie najprawdopodobniej siedział Louis. Rozniosłam zamówienia i biorąc głęboki oddech skierowałam się do stolika, który zajmował chłopak ze swoją matką.
-Dzień dobry, czy chcą już państwo złożyć zamówienie?- wydukałam wyuczoną formułkę, swój wzrok prowadząc ponad ich głowami.
-Aly?- usłyszałam ten głos. Głos, który za każdym razem przyprawiał mnie o palpitacje serca. Głos, za którym tak bardzo tęskniłam.
-Louis- wymamrotałam, nie wiedząc jak się zachować. Pamiętał mnie, powinnam się cieszyć? Może i tak, ale te idiotyczne motylki w moim brzuchu były całkowicie niepotrzebne.
-Aly! Nie sądziliśmy, że cię tu spotkamy- matka Louisa, Jay, zwróciła na siebie moją uwagę.
-Tak, ym.. ja.. pracuję tu. Czy mogę przyjąć zamówienie?- w tym momencie marzyłam tylko o tym, żeby uciec stąd jak najdalej i nigdy więcej nie spotkać chłopaka, który złamał mi serce.
-Daj spokój, Al. Usiądź, pogadajmy, tak dawno się nie widzieliśmy- zaśmiał się Louis, a jego śmiech przez długi czas rozbrzmiewał w moich uszach. Boże, tak bardzo za nim tęskniłam.
-Nie mogę, jestem w pracy. Przepraszam, ale naprawdę muszę przyjąć zamówienie i iść do następnych klientów.
-Jasne, innym razem. Poproszę espresso i szarlotkę z lodami- zmieniony głos Louisa zmusił mnie do spojrzenia na jego twarz. I to był błąd.
Poległam.
Był zbyt cudownydoskonałyidealnyczarującyśliczny. I nie mój.
-A dla pani?- mój głos był zbyt ochrypły. Odchrząknęłam nerwowo, a Jay odezwała się:
-Jay, pamiętasz? Pomimo tego, że już nie jesteście razem, nadal jestem dla ciebie Jay-uśmiechnęła się, co odwzajemniłam.-Poproszę latte i również szarlotkę z lodami.
-Oczywiście. Dziękuję- zabrałam ich karty i praktycznie biegiem uciekłam do kuchni.

*** 
Wykończona pokonywałam ostatnie stopnie schodów, prowadzące do mojego mieszkania. Przekręciłam klucz w zamku i weszłam do środka, od razu opierając się o drzwi i głośno wypuszczając powietrze. Z salonu dochodziły śmiechy i dźwięki włączonego telewizora. Przejechałam rękami po twarzy i ze sztucznym uśmiechem weszłam do pokoju. Rose od razu mnie zauważyła i z piskiem rzuciła się do moich nóg. Wzięłam ją na ręce i złożyłam mokry pocałunek na jej policzku.
-Teśniłam mama- wymamrotała mała, a ja uśmiechnęłam się do niej z czułością.
-Ja też tęskniłam słonko. Nie dokuczałaś Nicki?
-Ten aniołek miał mi dokuczać? Świetnie się bawiłyśmy!- Nicole podeszła do nas i połaskotała Rosie, na co ta zapiszczała z uciechą. –Jak tam w pracy?
Moja mina automatycznie zrzędła.
-Dobrze.
-Kłamiesz- jedna brew dziewczyny powędrowała do góry, dając mi do zrozumienia, że muszę się tłumaczyć.
-Spotkałam się z Louisem- wydusiłam, ukrywając twarz w delikatnie kręconych włosach córeczki.
-CO?!- krzyknęła Nicki, zwracając na siebie uwagę małej.
-To co słyszysz. Przyszedł z matką do restauracji, przyjęłam zamówienie i tyle.
-Rozmawialiście?
-Nie. Chyba, że „co podać?” zalicza się do rozmowy.
-Nie powiedziałaś mu o Rosie?
-Nicki do cho..- zaczęłam i przerwałam, przypominając sobie, że miałam ograniczyć kontakt małej z wulgaryzmami do minimum.- Przynosząc mu szarlotkę miałam powiedzieć „a tak poza tym, to masz córkę” ?
-Wiesz, że nie o to mi chodzi. Wydaje mi się po prostu, że Louis będzie chciał się z tobą spotkać poza pracą- wytłumaczyła.
-Wątpię.
-A jeżeli?- spytała, przekrzywiając głowę.
-A jeżeli, to i tak nie dowie się o Rose.
-Ale czemu?! To jego córka!
-Nie chcę litości. Rosie dla niego nie istnieje, nie dowie się o niej, rozumiesz?- spytałam zirytowana.- Rozumiesz Nicki?- powtórzyłam głośniej, próbując uspokoić siebie głaskaniem córeczki.
-Rozumiem, rozumiem- mruknęła, wywracając oczami.
-Wiem, że będzie ciężko ukryć jej istnienie, ale muszę to zrobić. Louis nic nie jest mi winien, a już na pewno nie oczekuję od niego litości- ucięłam temat, patrząc w błękitne oczka Rosie. 

niedziela, 2 grudnia 2012

Rozdział 1.

Po prostu... mam nadzieję, że Wam się spodoba. :) 
@maxsdream
***
1 kwietnia 2012 roku. 

-Rose, przestań!
Brakowało mi autorytetu. Powinnam radzić sobie o wiele lepiej, ponieważ jestem matką od ponad roku, ale wciąż czułam, że jestem w tym beznadziejna. Lubiłam dzieci. Lubiłam je do chwili, w której zostawałam z nimi na dłużej niż dwie minuty sama, a one pokazywały swoje prawdziwe „ja”.
Wszystko zmieniło się dwa lata temu, kiedy dowiedziałam się, że jestem w ciąży. Byłam szczęśliwa, wręcz cholernie szczęśliwa, pomimo tego, że miałam marne osiemnaście lat życia za sobą. Powodem, przez który cieszyłam się z ciąży, był On. Kochający, cudowny, przystojny, utalentowany i mój. Louis Tomlinson.
To miał być najszczęśliwszy dzień naszego życia. Podczas randki z okazji spędzenia pełnego roku razem, miałam powiedzieć mu, że jestem w ciąży. On miał się cieszyć, obiecać, że zawsze będzie przy nas i poprosić mnie, bym za niego wyszła. Ale oczywiście, gdyby wszystko było takie piękne i proste, to byłaby to historia romantyczna, a nie moje życie.
-Louis, muszę ci coś powiedzieć- zaczęłam z uśmiechem, łapiąc go przez stolik za rękę. Zamówiliśmy jedzenie i właśnie czekaliśmy na realizację zamówienia, więc chciałam wykorzystać tą chwilę.
-Ja też ci coś muszę powiedzieć, Aly- przygryzł nerwowo wargę i uśmiechnął się niepewnie.
-Mów pierwszy. Ja mogę poczekać.
-Al, sądzę… Przemyślałem kilka spraw i uważam, że powinniśmy się rozstać- wydusił, patrząc na mnie przepraszająco.
-Co? Czemu?
-X Factor, to wszystko… Ja nie chcę, żebyś cierpiała przez to, że ciągle mnie nie będzie. Nie możemy być razem, nie teraz.
-Jeżeli nie teraz to kiedy?- nie wierzyłam w to, co mówił.
-Na pewno nie teraz. Teraz to nie jest czas dla nas. Przepraszam Aly.
-To nie jest głupi żart, prawda? Nie roześmiejesz się i nie powiesz, że żartowałeś?
-Nie żartuję. To koniec.
Ten dzień, w którym po raz pierwszy trzymałam ją w rękach, małą, czerwoną i rozryczaną, pamiętam jakby był wczoraj. Pamiętam strach, który towarzyszył mi przez dziewięć miesięcy, niepewność, czy jestem gotowa zostać matką. Pamiętam radość, gdy Rose przyszła na świat, a potem rozpacz, że będzie miała tylko mamę. Początki były cholernie trudne. Pierwsze tygodnie życia Rosie mogłam zaliczyć do najgorszych. Pieluszki, karmienie, płacz, skomlenie, kolki, bezsenność. Przetrwałam to tylko i wyłącznie dzięki rodzicom. Gdyby nie oni, moja córeczka żyłaby w chlewie.
Teraz było inaczej. Dawałam sobie radę, znalazłam pracę, wynajmowałam mieszkanie w Doncaster i… jakoś nam się wiodło.
Jednak byłoby znacznie prościej, gdyby moja córka nie należała do najbardziej nieznośnych dzieci, jakie kiedykolwiek znałam.
Po niewielkim mieszkaniu, mieszczącym się na trzecim piętrze starej kamienicy, rozległ się potworny huk, a zaraz po tym ogłuszający płacz. Szybko przybiegłam do salonu, w którym bawiła się moja córeczka i wzięłam ją na ręce, starając się zapanować nad nerwami. Spojrzałam na leżący na podłodze zbity wazon i głęboko odetchnęłam. Nie miałem pojęcia, jak taki mały brzdąc mógł zrzucić z półki spory i na pewno ciężki wazon.
–Ciii, mamusia nie jest zła. Nic ci nie jest, nie płacz– wymruczałam, gładząc Rosie po głowie, która chlipała, schowana w moją szyję.  
Kołysałam ją w ramionach, powoli uspokajając, aż płacz został zastąpiony pojedynczym czknięciem. Rose spojrzała na mnie zaczerwienionymi oczkami, które zdecydowanie za bardzo przypominały oczy jej taty. Wpadający w szarość błękit jej tęczówek za każdym razem przypominał mi o Louisie. Tylko oczy miała po nim, poza nimi w każdym szczególe była podobna do mnie.
– Nie ciąci mama– wydusiła, małą piąstką ocierając łzy. Uśmiechnęłam się do niej, a ona czując, że nie będę krzyczeć, odwzajemniła uśmiech.
Jedyną osobą, która miała jakiś wpływ na Rose, była Nicole. Nicole McLevis poznałam pierwszego dnia pobytu w przedszkolu, do którego poszłam jako trzyletnie dziecko. Od tamtego momentu byłyśmy nierozłączne i z całkowitą pewnością mogłam powiedzieć, że Nicole wie o mnie więcej, niż ja sama. Rose ją ubóstwiała, zapewne dlatego, że Nicole sama była dużym dzieckiem i zawsze chętnie bawiła się z nią w przeróżne zabawy.
– Mama musi posprzątać, bo zaraz przyjdzie Nicki, wiesz?- włożyłam Rosie do kojca pełnego zabawek, wiedząc, że zajmą jej uwagę na maksymalnie pięć minut.
-Nikiiiiiii!– mała klasnęła w dłonie, natychmiast się rozpromieniając i całkowicie zapominając, o wylanych przed chwilą łzach. Zajęła się sfatygowanym misiem, więc zaczęłam sprzątać zbity wazon. Pozbierałam wszystkie części i rozejrzałam się po mieszkaniu. Zdecydowanie przypominało pobojowisko i zdecydowanie potrzebowało generalnego sprzątania, na które zdecydowanie nie miałam czasu. Kiedy nie pracowałam, zajmowałam się Rose, a wtedy nie było czasu na sprzątanie. Poza tym, Rosie była osobą, która wybitnie nie lubiła porządku i w ciągu dziesięciu sekund potrafiła zrobić wokół siebie taki bałagan, że często nie dało się jej przez niego zobaczyć. Nawet nie zamierzałam  sprzątać tego bałaganu, zgarnęłam jedynie kilka zabawek, które stanowiły potencjalne zagrożenie.
-Mama!- wrzask Rosie ponownie rozniósł się po mieszkaniu. Odwróciłam się do niej i zobaczyłam, że stoi oparta o ramę kojca i patrzy na mnie rozzłoszczona.
–Co się stało?– spytałam, a ona tylko wskazała władczo na misia, którego chwilę wcześniej przełożyłam spod swoich nóg na fotel.- Co z tym misiem?
–Daj– powiedziała tylko, nadal wskazując pulchnym paluszkiem na zabawkę i nie ukazując ani trochę prośby w swojej wypowiedzi. Zdecydowanie zbyt wiele czasu spędzała z Nicki, a jej należało wpoić kilka zasad moralnych i nauczyć, jak mówi się „proszę” i „przepraszam”. W tym samym momencie usłyszałam pukanie do drzwi, więc wrzuciłam tylko miśka do kojca i poszłam je otworzyć. Za drzwiami stała Nicole w swoim tradycyjnym stroju: dżinsach, bluzie i trampkach ze związanymi w kucyk blond włosami. Cmoknęła mnie w policzek i nic nie mówiąc ruszyła do salonu. Już po chwili mieszkanie wypełniło się piskiem Rosie i śmiechem Nicole.
– Co mój aniołeczek robił cały dzień? Gdzie moja kluseczka? Tutaj jest!- wywróciłam oczami, patrząc jak Nicki wyciąga dziewczynkę z kojca i unosi wysoko do góry. Rose śmiała się głośno, kopiąc nogami w powietrzu.
– Jaka ty jesteś ciężka! Czym ta mama cię karmi, co? Niedługo będziesz większa nawet od Nicki!– okręciła się dookoła, unosząc małą jeszcze wyżej.
– Nicki?– moja przyjaciółka spojrzała na mnie pytająco. Zastanawiałam się, czy się śmiać, czy raczej płakać. – Brałaś coś dzisiaj?
McLevis posłała mi krzywe spojrzenie.
–Bawiłam się z dziećmi w „Stary niedźwiedź mocno śpi” przez bite trzy godziny, a potem w Ciuciubabkę. Myślisz, że to od tego? Nadal jestem odrobinę ogłupiała.
– Tak… – odparłam powoli. Płacz był bardziej odpowiedni. – To pewnie dlatego.
Nicki pracowała jako wolontariuszka w hospicjum dla dzieci, gdzie zdecydowanie czuła się na miejscu. Maluchy ją uwielbiały, rodzice darzyli szacunkiem i wdzięcznością, za wprowadzenie chociaż odrobiny radości na twarze ich chorych dzieci, a współpracownicy nie ukrywali do niej sympatii.
– Rzucaj, Rosie.
Spojrzałam w górę akurat w momencie, gdy w moją stronę nadlatywał pluszowy miś. Sprawnie chwyciłam go w powietrzu, a w pokoju rozległ się jęk niezadowolenia.
– Nicki, co to miało być?- syknęłam.
– Co?
– Masz zły wpływ na moją córkę.
– Daj spokój. Po prostu wypełniam obowiązki fajnej cioci. Jak ma się taką sztywną mamę, to czasami trzeba się roze…
Zamilkła, gdy zobaczyła, że zabijam ją wzrokiem. Przygryzła wargę i posadziła Rose na swoich kolanach, przodem do siebie.
–Rose Walker– powiedziała poważnie. – Nie wolno rzucać w innych zabawkami. Nawet jeśli to świetna zabawa– syknęłam ostrzegawczo. – Po prostu nie rzucaj w nikogo zabawkami.
Rose pokiwała głową, pochylając się do przodu i wtulając w szyję Nicki. Oczy dziewczyny zalśniły radośnie i z czułością, gdy głaskała ją po brązowych loczkach. Lubiłam patrzeć na nich w takich momentach. Były to jedyne chwile, kiedy ani Rose, ani Nicki nie doprowadzały mnie do szału. Z rozmyślań wyrwał mnie głos przyjaciółki.
-Wiesz, kto jutro ma odwiedzić hospicjum?
-Kto?
-Louis. Podobno przyjechał do domu na wakacje…- dalsza część wypowiedzi dziewczyny była dla mnie obojętna.
Louis wrócił do domu. I tylko to się liczyło.

poniedziałek, 26 listopada 2012

Wstęp.

Tytuł: Back for you (Wrócę po Ciebie)

Gatunek: dramat obyczajowy

Inspiracja: One Direction- Back for you

Autorka: @maxsdream

Opis: Dwudziestoletnia Alison Walker samotnie wychowuje roczną córeczkę Rose, powoli zapominając o starej miłości- ojcu dziecka. Dopiero co stworzony ład ulega zburzeniu, gdy do rodzinnego miasta wraca On.
Louis Tomlinson to beztroski dwudziestolatek, cieszący się życiem i sławą, którą zdobył dzięki udziałowi w talent-show. Nie wie, że porzucając dziewczynę dla sławy, porzucił też dziecko. 


Czy dwutygodniowa przerwa w trasie koncertowej wystarczy, by odbudować zaufanie stracone blisko dwa lata wcześniej?
Czy sława nie zmieniła ukochanej osoby na tyle, by mogła ona dostrzec prawdę?
Czy pierwsza miłość faktycznie jest najsilniejsza?


Planowana ilość rozdziałów: 15

Miejsce akcji: Doncaster, Londyn.

Czas akcji: od 1 kwietnia 2012 roku.

Bohaterowie: Alison i Rose Walker, Louis Tomlinson; epizodycznie: Nicole McLevis, Stan Lucas, Harry Styles, Liam Payne, Niall Horan, Zayn Malik.