@maxsdream
***
Chłodna
lemoniada w plastikowym kubku jeszcze nigdy nie smakowała tak dobrze. Powoli
sącząc owocowy napój szłam ulicami Doncaster, słuchając wesołej paplaniny
Nicole, kątem oka obserwując Rose, bawiącą się czerwonym balonem kilka kroków
przed nami. Czując celne szturchnięcie, odwróciłam głowę i z zakłopotaniem
spojrzałam na swoją przyjaciółkę.
-Nie słuchasz mnie!- zarzuciła mi, dobrze wiedząc, że ma
rację.
-Wybacz, zamyśliłam się- powiedziałam ze skruchą,
przygryzając wargę.
-Co, a może kto, jest powodem, dla którego mnie lekceważysz?
-Nie lekceważę cię, po prostu… zamyśliłam się- wymigałam
się.
-Postanowiłaś coś od wczoraj?
-Ale w czym?- spytałam, nie do końca rozumiejąc.
-No z Louisem. Pojedziecie do niego?
-Nie, raczej nie. Na pewno nie. Zaproponował to ze zwykłej
uprzejmości, nie chce, żebyśmy zwalały mu się na głowę- odpowiedziałam jej i po
raz kolejny się wyłączyłam.
Rose, która dreptała przed nami
ze swoją zabawką, coraz bardziej zbliżała się do końca chodnika. Z uśmiechem
obserwowałam, jak moja kruszynka radośnie śmieje się, z fascynacją trzymając
balon, unoszący się w powietrzu.
-Oh Aly! Czy ty słyszysz, co do ciebie mówię?- rozdrażniony
głos Nicole przebił się do mojego mózgu.
-Co?- potrząsnęłam włosami, próbując skoncentrować się na
jej osobie.
-Mówiłam, że rozmawiałam z Jake’em, pamiętasz? Ten koleś, z
którym pracuję w hospicjum. Wspomniałam, że moja przyjaciółka straciła pracę i
powiedział, że jego wujek ma firmę reklamową w Londynie i szuka sekretarki. Co
o tym myślisz? Aly? Aly!
Już nic
do mnie nie docierało. Widziałam tylko Rose, która otworzyła piąstkę,
wypuszczając balon na wolność i jej szybkie kroczki, gdy próbowała go złapać,
zanim zbyt daleko odleci.
Krawędź chodnika.
Słyszałam
odgłosy szybko jeżdżących samochodów. Mój mózg natrętnie podsunął mi obraz
ciała Rose po starciu z rozpędzonym autem. I wtedy to się stało.
Nie
wiedziałam, że potrafię biec tak szybko. Widziałam tylko córeczkę, która
słysząc zbliżający się samochód, zatrzymała się i odwróciła w jego stronę.
Widziałam przerażenie na jej twarzy, gdy zorientowała się, że samochód jedzie
prosto na nią.
I wtedy nie wiele myśląc, zepchnęłam ją z drogi, sama
stając na drodze nadjeżdżającego samochodu.
Pisk opon. Głuchy odgłos
zderzenia ciała z rozpędzonym samochodem. Krzyk. Krew. Płacz.
A potem
już wszystko działo się na raz.
Nie
wiem, kto zadzwonił po pogotowie, nie wiem, kiedy kierowca samochodu odjechał z
miejsca wypadku, nie wiem, kiedy zorientowałam się, że zastygłam w bezruchu i
wciąż stoję na chodniku, bezczynnie patrząc na rozgrywającą się przede mną
scenę.
Nie
wiem, kiedy zrozumiałam, że to moja przyjaciółka leży w kałuży krwi na środku
ulicy.
Do
mojego mózgu w spowolnionym tempie dotarła informacja, jak się chodzi i gdy
tylko to się stało, biegiem ruszyłam do miejsca wypadku. W mojej głowie była
tylko jedna myśl. Rose.
Dziewczynka
stała kilka metrów od swojej mamy, blada jak ściana, ale nie płakała. Była w
szoku, a ja nie wiedziałam co mam zrobić. Podeszłam do niej powoli, wyciągając
ręce, jednak to nie zwróciło jej uwagi na mnie. Wciąż patrzyła prosto na
Alison, która właśnie przekładana była na nosze i wkładana do ambulansu.
Kucnęłam przy Rose i delikatnie wzięłam
ją na ręce, przytulając do swojego ciała. Dziewczynka trzęsła się w moich
ramionach, jednak była cała.
Alison poświęciła się dla córki.
***
Białe ściany i plastikowe
krzesełka jeszcze nigdy nie działały na mnie tak dołująco.
-Państwo są z rodziny?- poważny głos lekarza przerwał ciszę
panującą na korytarzu. Rozległo się ciche kliknięcie zamykanych drzwi,
prowadzących na salę operacyjną.
Było po wszystkim.
-Jesteśmy rodzicami Alison, a to jej najbliższa
przyjaciółka-podpuchnięte oczy mamy Aly mówiły wiele.
-Państwa córka żyje.
Żyje. Przeżyje.
-Co jej jest, panie doktorze?- głos pana Walkera drżał pod
wpływem emocji.
-Córka ma przebite płuco, osiem pękniętych żeber i zwichnięty nadgarstek.
-Nie powiedział pan wszystkiego- odezwałam się zachrypniętym
głosem. Lekarz spojrzał na mnie z lekkim uśmiechem.
-To prawda. Pani Walker ma również poważny uraz głowy. Nie
wykryliśmy krwiaka wewnątrzczaszkowego, co jest dobrą wiadomością.
-A zła jest jaka?- wyszeptała matka Alison.
-Pani córka jest w śpiączce. Nie wiemy, ile to potrwa i
jakie będą skutki tak silnego uderzenia.
-To znaczy? Jakie mogą być skutki?- spytał pan Walker.
-Zaczynając od częściowego i chwilowego zaniku pamięci, na
całkowitym i trwałym kończąc.
-Moja córka może nic nie pamiętać?- spytał mężczyzna, a jego
żona cicho załkała.
-Jest to prawdopodobne. Musimy
być dobrej myśli, najważniejsze, że żyje- uśmiechnął się do nas i odszedł.
***
Ze śmiechem otworzyłem lodówkę,
wyjmując kolejne puszki piwa i rzucając je siedzącym przy stole chłopakom.
Miałem do nich dołączyć, kiedy usłyszałem wibracje swojego telefonu. Odruchowo
poklepałem swoje kieszenie, jednak nie było tam poszukiwanego przedmiotu.
-Tu jest, łap- Niall rzucił we mnie moim iPhonem, którego
sprawnie złapałem. Poczta głosowa, no tak.
Masz nową wiadomość.
Wciśnij jeden, by odsłuchać, dwa, by usunąć…
Jak ktoś się nagrał, to musiał mieć sprawę. Jeden.
„Louis.. Ym, cześć. Tu Nicole. Nicole McLevis. Dzwonię, bo… Alison
miała wypadek. Żyje, ale jest w śpiączce i jej stan jest… Louis, po prostu
przyjedź.”
Poczułem jak nogi się pode mną
uginają. Złapałem się szafki i głośno wypuściłem powietrze.
-Lou? Louis? Co jest? Ej!- chłopaki otoczyli mnie i lekko
mną potrząsali.
-Alison miała wypadek. Jest w śpiączce. Muszę tam
jechać-odepchnąłem ich i zacząłem szukać dokumentów. Tylko Harry patrzył na
mnie ze zrozumieniem, reszta nie wiedziała, kto to jest i ile dla mnie znaczy.
-Louis, uspokój się. Wszystko będzie dobrze, zobaczysz-
Hazza chwycił moje ramiona i przytulił mocno do siebie.
-Muszę tam jechać- powtórzyłem bezsensownie i wyrwałem się z
jego objęć, uderzając plecami o ścianę. Głośno załkałem, zjeżdżając po niej i
siadając na zimnej podłodze.
-Pojedziesz. Pojedziemy tam razem. Nie zostawimy cię z tym
samego. Uspokój się i ubierz jakoś normalnie, a ja streszczę chłopakom sytuację
i jedziemy. No już Lou!- pomógł mi wstać i wyciągnął nierozumiejących chłopaków
do innego pokoju.
Kilka
minut później w komplecie siedzieliśmy już w samochodzie Harry’ego i jechaliśmy
do Doncaster.